lip 14 2023

Rozdział 43


Komentarze: 0

Rano, kiedy zeszli na śniadanie, Konrad wyglądał jakby wybierał się na wesele.
- Muszę podjechać na chwilę do biura podpisać kilka dokumentów, ale hotelowe atrakcje baseny czy spa są do twojej dyspozycji. Korzystaj do woli, są w cenie noclegu.
Dagmara musiała przyznać, że chętnie wygrzeje się w jacuzzi albo skorzysta z masażu. Po wydarzeniach ostatnich tygodni czuła się bardzo spięta. Miała nadzieję, że chwila w hotelowej strefie spa pomoże jej się zrelaksować. Konrad spojrzał na zegarek, szybkimi łykami dopił kawę, przeprosił Dagmarę i wyszedł z restauracji.
Dagmara wróciła do pokoju przebrała się w szlafrok, który znalazła w szafie i specjalną windą zjechała w podziemia. Umówiła się na masaż gorącymi kamieniami, trochę posiedziała w saunie, kilka minut grzała zmęczone ciało w jacuzzi z biczami wodnymi. Samej jednak czas się dłużył. Po miała dość i wróciła do pokoju. Zaparzyła kubek miętowej herbaty, położyła się na łóżku i zastanawiała co ma robić z resztą czasu jaki został jej do powrotu Konrada. Wieczorem miał odbyć się bankiet, ale do jego rozpoczęcia zostało kilka godzin. Dagmara nie lubiła tracić czasu dlatego zdecydowała, że się ubierze i pójdzie przejść się po okolicy.
Założyła obcisłe jeansy, bluzę z kapturem i nieśmiertelne botki. Puchowej kurtki na razie nie zapinała. Zamknęła pokój i wyszła z hotelu. Nie spiesząc się ruszyła w kierunku parku, który mijali poprzedniego wieczora. U ulicznego sprzedawcy kupiła precla z solą i kubek kawy. Zadowolona ruszyła dalej.
Siedziała na parkowej ławce i patrzyła na pływające po sadzawce kaczki. Obserwowała przechodzących ludzi. Zwłaszcza jedna para przykuła jej uwagę. Ona coś do niego mówiła, on wyraźnie unikał z nią kontaktu. Kobieta jednak nie dawała za wygraną i wieszała się na szyi mężczyzny, obłapiając go ze wszystkich stron. Dostrzegła w nim coś znajomego. Jakaś siła kazała jej wstać z ławki i ruszyć do przodu. Im bardziej zbliżała się do kłócącej się pary, tym bardziej była pewna, że mężczyzną jest Konrad. Ale kim była ta kobieta? Dlaczego powiedział, że jedzie do biura a teraz widzi go w parku? Dlaczego w ogóle przywiózł ją do Berlina skoro miał inne, bardziej atrakcyjne od niej, towarzystwo? Powinna zostać na ławce i pozwolić im odejść, powinna poczekać aż droga będzie wolna. Czy miała prawo czuć się skrzywdzona? Kim była dla Konrada? Prawda była taka, że nie wysilając się zbytnio, Konrad Wasilewski mógł mieć każdą kobietę. Każdą. A przede wszystkim młodszą i bardziej atrakcyjną od Dagmary. Pod powiekami poczuła piekące łzy. Nie zwracała uwagi czy zostanie zauważona. Poczuła się jakby ktoś wymierzył jej policzek, jakby Konrad się nią zabawił. Dobrze, że nie zapukała do jego pokoju. Kto wie, może natknęłaby się na długowłosą, szczupłą piękność.
Zaciskając pięści minęła Konrada i jego towarzyszkę. W chwili, kiedy przechodziła obok nich blondynka zbliżyła się do mężczyzny i zaczęła go całować. Szybkim krokiem szła, jak jej się wydawało, w stronę hotelu. W zapadającym mroku pomyliła ścieżki i spanikowana kręciła się w kółko.
Niczego nieświadomy Konrad szukał Dagmary na wszystkich piętrach, w strefie spa, w barze i restauracji przygotowywanej już do wieczornej imprezy.
Kilka razy pukał do drzwi jej pokoju, ale odpowiedziała mu głucha cisza. Spanikowany, nie czekał na windę tylko zbiegł na dół. Wybiegł na ulicę zastanawiając się dokąd Dagmara mogła pójść. Kolejny raz wybrał jej numer.
- Halo? – usłyszał słaby głos
- Dagmara?! Gdzie ty jesteś?! Od godziny cię szukam.
- Jestem w parku. Zgubiłam się.
Wasilewski westchnął z ulgą.
- Nie ruszaj się, zaraz tam będę.
Biegiem ruszył w stronę parku, o którym mówiła Dagmara. Chwilę krążył po alejkach. W końcu znalazł ją zrezygnowaną. Siedziała skulona na ławce i dłonią ocierała łzy. Z niewypowiedzianą ulgą podszedł do niej.
- Czemu siedzisz tu sama po ciemku? Zmarzłaś. Daj rękę, wracamy – chciał wziąć ją za rękę, ale wyrwała się – Dagmara? Powiesz mi co się dzieje?
- Nie, to ty mi powiedz po co mnie tu przywiozłeś?! Dlaczego? Skoro masz dużo ładniejsze towarzystwo. Na co liczyłeś? – była głodna i zmęczona. Chciała mu dokuczyć.
- Nie wiem o czym mówisz. Chciałem spędzić z tobą trochę czasu, to coś złego? – wydawał się zaskoczony jej atakiem, nie rozumiał o co jej chodzi.
- Ze mną? A kim ja jestem żebyś chciał spędzać ze mną czas, co?! Idź do tej swojej blondynki, widziałam was dzisiaj jak się migdaliliście tutaj, w alejce – kolejny raz wyrwała mu dłoń i biegiem rzuciła się do przodu. Konrad, który codziennie biegał kilka albo kilkanaście kilometrów z łatwością dogonił uciekinierkę.
Złapał ją za łokieć i sprawnym ruchem przyciągnął do siebie. Trzymał ją w żelaznym uścisku, a plecami opierała się o pień potężnego kasztanowca.
- Nie wiem co widziałaś, nie wiem co się uroiło w tej twojej ślicznej główce – dał jej szansę aby opowiedziała o swoich wątpliwościach jednocześnie jego twarz znajdowała się bardzo blisko twarzy Dagmary. Ich usta niemal się stykały.
- Nie udawaj. Widziałam cię dzisiaj ze śliczną blondynką. Całowaliście się.
Konrad w jednej chwili zrozumiał o czym kobieta mówi. Zaczął się głośno śmiać.
- Dagmara, ta blondynka, to córka dyrektora niemieckiego oddziału mojej firmy. Od dawna za mną chodzi. Bez skutku, nic nie wskóra, to zupełnie nie mój typ.
- Całowaliście się.
- O nie, kochanie, to ona mnie pocałowała. A zaraz potem odeszła urażona bo nie odwzajemniłem jej zalotów – Konrad cały czas przypierał Dagmarę do grubego pnia – jesteś zazdrosna? – zapytał z błyskiem w oku.
- Ja? Zazdrosna? Żartujesz sobie? – prychnęła
- Szkoda. Bo ja o ciebie byłbym zazdrosny. Bardzo – wargi Konrada musnęły usta Dagmary, a z jej piersi wyrwało się westchnienie – Daga, przywiozłem cię tutaj żeby dać nam szansę poznać się na nowo, żebyśmy spędzili trochę czasu w innym miejscu – znowu ją pocałował, a ona nie była w stanie dłużej mu się opierać. Złączyli się w pełnym pasji pocałunku. Zupełnie jak kilkanaście lat temu, kiedy mieli po dwadzieścia kilka lat.
- Jeśli się pospieszymy to zdążymy wpaść na bankiet, a potem idziemy na wagary.
- Jakie wagary? Nie musisz być na tej imprezie?
- Na początku tak. Wiesz, jakiś toast, wysłuchanie przemowy szefa, może jakiś taniec z jego żoną – Dagmara trzepnęła go w ramię – żartuję – zaśmiał się – nie myślałaś chyba, że takie nudne bale to coś dla mnie.
- Prawdę mówiąc tak myślałam.
- Hm, pokażę ci wobec tego, co jest dla mnie – objął ją i pokierował w odpowiednią alejkę.
Dagmara szykowała się w swoim pokoju. Siedząc przed dużym lustrem wiszącym na ścianie nakładała cień na powieki. Usłyszała ciche pukanie. Za drzwiami stał Konrad, aż jej dech zaparło na jego widok. Czarny, szyty na miarę, garnitur, śnieżnobiała koszula rozpięta pod szyją. Jasne, gęste włosy miał roztrzepane w pozornym nieładzie. Stał nonszalancko oparty o framugę drzwi.
- Gotowa? – zapytał niskim tonem od jakiego od razu robiło się gorąco – jego wzrok padł na niewielki fragment czarnej koronki zalotnie wystającej z dekoltu zielonej, dopasowanej, sukienki i przygryzł wargę.
W tym momencie była wdzięczna Kamili, że namówiła ją na zakup tego zestawu.
- Prawie – wyszeptała
- Mogę ci pomóc? Albo przynajmniej popatrzeć? – nie czekając na odpowiedź wpakował się do środka
Dagmara wróciła na swoje miejsce przed lustrem. Ręka jej drżała kiedy nakładała tusz na rzęsy. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, w tle widziała Konrada, który przypatrywał jej się z pełnym zadowolenia uśmiechem. Kiedy skończyła podszedł do niej, sięgnął po stojące na stoliku perfumy i delikatnie spryskał jej nadgarstki, a potem na każdym z nich złożył delikatny pocałunek. Był bardzo blisko, zdecydowanie za blisko. Dagmara zadrżała.
- Zimno ci? – głos miał cichy i miękki
Pokręciła głową. Jego wzrok wyrażał pełną akceptację, może nawet zachwyt. Dagmara nie była przyzwyczajona do takiego adorowania. Paweł, chyba nawet w dniu ślubu nie powiedział, że pięknie wygląda. A tak się starała. Chciała być najpiękniejsza, dla niego. Długo wybierała suknię zanim zdecydowała się na tą jedyną, wymarzoną. Pragnęła zachować ją w tajemnicy przed narzeczonym, ale urażony burknął, że nie rozumie dlaczego miałby nie widzieć sukni przed ślubem. Nie była wtedy na tyle silna aby mu się przeciwstawić. Potulnie zgodziła się i pokazała zdjęcia jakie zrobiły jej koleżanki. Potem wyrzucała sobie, że nie była bardziej asertywna. Nie tylko bardziej, że w ogóle nie była asertywna. Kiedy wychodzili gdzieś razem bardzo starała się wyglądać dobrze. Rzadko nosiła sukienki, kiedy jakąś zakładała musiała mieć nastrój i dobrze się w niej czuć. Od męża słyszała tylko: „no, może być”. Skrzydła jej odpadały. Jej dobry nastrój od razu mijał jak za dotknięciem różdżki. Paweł nigdy nie podszedł do niej i nie powiedział, że ładnie wygląda, że mu się podoba. W pokrętny sposób tłumaczył dlaczego tego nie robi. A teraz Konrad jednym gestem, jednym spojrzeniem, wyraził wszystko to, czego nigdy nie usłyszała od męża. Konrad przepuścił ją przodem, wyjął kartę magnetyczną z umieszczonego na ścianie czytnika i zamknął drzwi. Na parterze przeszli do sali konferencyjnej, elegancko przystrojonej specjalnie na ten wieczór. Zajęli miejsca przy odpowiednim stoliku. Po przemowach trzech dyrektorów, przełożonych Konrada rozpoczęła się właściwa zabawa. Didżej grał znane hity, alkohol lał się wartkim strumieniem. Dagmara nie gustowała w takich przyjęciach, napawało ją przerażeniem jak zajmujący wysokie stanowiska ludzie, będąc poza miejscem pracy i domem tracą nad sobą kontrolę. Konrad widząc jej konsternację założył marynarkę, którą wcześniej odwiesił na oparcie krzesła i zaprowadził na parkiet.
- Zmywamy się stąd? – zapytał starając się przekrzyczeć muzykę
Dagmara kiwnęła głową, a wtedy mężczyzna wziął ją za rękę i poprowadził do wyjścia. Zupełnie jak nad morzem – przemknęło jej przez myśl.
Mężczyzna trzymając ją mocno zaprowadził do windy. Kiedy znaleźli się na właściwym piętrze poprowadził ją do swojego apartamentu. Na stoliku pod oknem w wiaderku wypełnionym kostkami lodu chłodziła się butelka musującego wina. Obok, na czarnym półmisku leżały różnorodne owoce, a w szklanej paterze ułożone zostały ręcznie wyrabiane czekoladki z niemieckiej, rodzinnej, manufaktury. Konrad doskonale wiedział co na nią działa.
Dagmara poczuła skurcz żołądka. Denerwowała się. Konrad odwiesił marynarkę i podwinął rękawy koszuli odsłaniając ładnie wyrzeźbione przedramiona.
- Nareszcie sami, w ciszy – zaczął otwierać butelkę – gdyby zabrakło zamówimy kolejną
- Chcesz mnie upić? – zaśmiała się nerwowo
- Upić, nakarmić, co tylko chcesz – jego głos znowu przybrał barwę, od której miękły kolana – podał jej kieliszek.
Wino było pyszne, a bąbelki cudownie drażniły podniebienie. Jeśli przed chwilą była zdenerwowana to w tej chwili puściły jej hamulce. Z kieliszkiem w rękach usiadła na łóżku tak, że tylko stopy w wysokich szpilkach znajdowały się nad podłogą.
- Co zrobimy z tak miło rozpoczętym wieczorem – zapytał kiedy upijając wina z kieliszka usiadł obok niej. Obok siebie postawił paterę z czekoladkami. Jego oddech musnął jej odkryte ramię. Znowu zadrżała.
- Nie wiem, może zagramy w karty – wyszeptała bo ciepły oddech na skórze odbierał jej zdolność logicznego myślenia
- O, dobry pomysł – przysunął się bliżej i teraz muskał ustami skórę na jej ramieniu. Z piersi Dagmary wyrwało się westchnienie – problem w tym, że nie mamy kart. Wybrał jedną czekoladkę i włożył w, muśnięte bordową szminką, usta kobiety, a następnie pocałował ją chcąc posmakować czekoladowej słodyczy – musimy wybrać inną rozrywkę – mruknął znacząco, a ona poczuła ciepło rozlewające się w podbrzuszu. Kolejna czekoladka, kolejny pocałunek. Całując Konrad układał Dagmarę coraz niżej na poduszkach. Zrzuciła z nóg szpilki i patrzyła prosto w jego niebieskie oczy. Zalała ją fala pragnienia. Już dawno nic takiego nie czuła. Chyba tylko Konrad potrafił wywołać w niej taką falę pożądania. Nikt przed nim, ani nikt później nie potrafił wprawić jej ciała w takie wibracje. Poddała się swojemu pragnieniu całkowicie. Szybko rozpięła guziki i odrzuciła jego koszulę. Palcami wodziła po mięśniach ramion i wyrzeźbionych plecach. Konrad obsypywał jej ciało pocałunkami schodząc od szyi coraz niżej. Dotykał i smakował jej ciała jakby była czymś najcenniejszym, co posiada. Budził w niej uśpione na długi czas tęsknoty. Dagmara wiła się pod jego dotykiem, próbowała opóźnić zbliżającą się rozkosz aby zaznawać tego uczucia jak najdłużej, ale coraz mocniejsze pulsowanie w podbrzuszu zwiastowało bliski finał miłosnych zmagań. Całkowicie zatraciła się w ruchach i zapachu swojego kochanka. Jego coraz płytszy, chrapliwy, oddech zdradzał, że i on jest bliski spełnienia. Z westchnieniem opadł na nią, a potem przekręcił ją tak aby znalazła się na nim i w tej pozycji doszła do siebie. Drżącą ręką odgarnął z czoła mokre kosmyki jej włosów.
- Dagmara – wyszeptał – ile lat musieliśmy czekać aby znów się spotkać? Żeby znów być razem? – w tym pytaniu zawarta była tęsknota i żal za czasem, którego nie można cofnąć – powiedz, myślałaś czasem o mnie? – zapytał gładząc jej włosy, kiedy wtuliła się w jego pierś
- Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie – przyznała cicho i zawstydzona ukryła twarz w zagłębieniu konradowej szyi.
- Dostaliśmy od losu drugą szansę. Zrobię wszystko żeby tym razem cię nie zawieźć – pocałował ją w czoło
- Dlaczego nie ułożyłeś sobie życia w Szwajcarii – zadała nurtujące ją pytanie opierając się na jego torsie i patrząc mu w oczy
- Nie powiem, że nie próbowałem. Przez moje mieszkanie przewinęło się kilka kobiet, ale każda miała jedną, zasadniczą wadę – gładził ją ciepłą dłonią po nagich plecach
- Jaką?
- Żadna nie była tobą. Wiedziałem, że może żyłem trochę wyobrażeniem o tobie, byłem pewny, że na pewno się zmieniłaś, ułożyłaś sobie życie, ale szukałem w kobietach tych cech, które najbardziej ceniłem w tobie.
- Czyli?
- Czyli – zawiesił głos – poczucia humoru, opiekuńczości, energii i tego jak gotujesz – oblizał się
- Konrad, tamtej Dagmary już nie ma. Wiesz o tym, prawda? Ona odeszła, ja się zmieniłam.
- Daga, ja też się zmieniłem. Mówiłem ci już, że tamtego Konrada też już nie ma. Lata i doświadczenia zrobiły swoje. Wierzę jednak, że możemy wyciągnąć wnioski i przekuć je w coś dobrego. Tylko musisz mi zaufać.
- Coś dobrego mówisz? Na przykład? – za wszelką cenę próbowała pozbyć się nostalgicznych nut w głosie
- Na przykład tego – włożył jej do ust kolejną czekoladę i znowu zaczął całować. Pokonał ją, miał ją całą. Wiedziała, że Konrad Wasilewski na nowo zawładnął jej myślami i pragnieniami. Z całą pewnością ciężko będzie wyrwać się spod jego wpływu. Walka ze sobą i z uczuciami nie miała sensu. I tak nie będzie mogła się mu oprzeć.

 

lzejsza-ja   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz