Archiwum 25 maja 2023


maj 25 2023 Rozdział 5
Komentarze (0)

Dagmara patrzyła na niebieską karteczkę, którą otrzymała od Magdy. Gniotła ją w kulkę, wyrzucała do kosza na śmieci. Po chwili ją wyjmowała i rozprostowywała. Litery i cyfry rozmazywały się, po policzkach zaczynały lecieć łzy, a gardło niebezpiecznie się zaciskało. Drżącą ręką wybrała numer.
Kilka minut później wysłała esemesa.
Dagmara: Umówiłam się. Czuję się lżej. Wizyta za trzy tygodnie.
Magda: Bardzo się cieszę. Będę trzymać kciuki.

Trzy tygodnie później Dagmara siedziała w poczekalni przed gabinetem psychologa. Ręce miała jak z lodu, gardło zaciśnięte, było jej zimno. Na całym ciele czuła dreszcze. Zbliżała się godzina jej wizyty. Paweł był w pracy, nie chciała mu mówić, gdzie idzie. Magda obiecała, że odbierze Piotrka ze szkoły, weźmie go do siebie, a Dagmara po niego przyjedzie jak już ochłonie.
- Pani Dagmara Janowska – drzwi gabinetu otworzyły się, a na korytarz wyjrzała starsza, siwa kobieta. Włosy miała upięte w kok, okulary z grubymi szkłami zawieszone na łańcuszku dyndały na piersi kobiety.
- To ja – Dagmara podniosła się z krzesła i podeszła do lekarki
- Marta Wiśniewska – przedstawiła się – zapraszam pani Dagmaro.
Weszły do gabinetu, Dagmara ciekawie rozejrzała się dookoła. Pomieszczenie nie przypominało gabinetów psychoterapeutów, jakie znała z filmów. Pokój był wąski i długi. Naprzeciwko drzwi, na wąskiej ścianie, znajdowało się wychodzące na pobliski park, okno. Bokiem do okna stało narożne biurko, na którym stał komputer stacjonarny, monitor, bałaganu dopełniał stos szarych, biurowych teczek. Pod dłuższą, bladozieloną ścianą, która niejedno zapewne słyszała, stał mały stolik i dwa fotele. Lekarska wskazała Dagmarze jeden z nich. Torbę postawiła obok fotela, płaszcz odwiesiła na wieszak. Usiadła i natychmiast zaczęła wyłamywać ze zdenerwowania palce. Lekarka obserwowała swoją pacjentkę zza okularów i coś zapisywała w pustej, jeszcze karcie. Wzrokiem dała Dagmarze znać, że mogą zaczynać.
- Nie wiem od czego zacząć – powiedziała cicho, jej głos drżał
- Najlepiej od początku – uśmiechnęła się lekarka – albo od tego, od czego pani chce. Proszę się nie denerwować, możemy też milczeć jeśli pani potrzebuje. Jestem tu dla pani. Proszę się nie spieszyć.
Dagmara była jej wdzięczna za te słowa.
- Chciałabym… Właściwie to muszę poukładać swoje życie – wyszeptała i rozpłakała się.
Doktor Wiśniewska podała jej wyciągnięte spod stolika pudełko jednorazowych chusteczek higienicznych. Dagmara wyjęła jedną, popatrzyła z wdzięcznością i pociągając nosem, zaczęła mówić.
- Moje życie przypomina sinusoidę wyznaczaną przez nastroje mojego męża, Kiedy on ma dobry humor to ja też i nasz synek też zachowuje się swobodnie. Ale jak tylko mąż ma gorszy dzień to mam ochotę uciec, wyjechać jak najdalej. Czasem – chlipała Dagmara – nie zastanawiam się co z dzieckiem. Po prostu czuję, że muszę się uwolnić.
Lekarka w dodającym odwagi geście ujęła dłoń Dagmary. Nie odezwała się, ale tym lekkim uściskiem zachęciła ją aby kontynuowała.
- Często mam takie uczucie jakbym się dusiła. Mam tak ściśnięte gardło i napięte mięśnie twarzy, że boję się, że mi popękają kości. Kiedy jestem w domu z synkiem, a mąż ma wrócić z pracy czuję jak zaciska mi się żołądek. Nie mogę jeść, chodzę zdenerwowana choć nie mam powodu. Bywa, że krzyczę na synka – Dagmara wybuchnęła płaczem, a lekarka pokiwała głową i zapisała coś w karcie.
- To uczucie jest obezwładniające. Nic mi się nie chce, na nic nie mam ochoty. Muszę się zmuszać do codziennych czynności. Tylko w pracy w miarę normalnie udaje mi się funkcjonować, ale kiedy wracam do domu znowu pojawia się dziwne uczucie. Znowu jestem zdenerwowana.
- Prawdopodobnie to nerwica – powiedziała doktor Wiśniewska – zachowanie męża, to, że nie wie pani czego ma się spodziewać wywołuje takie objawy. Czy bierze pani jakieś tabletki na uspokojenie?
- Tak, konsultowałam się z doktor Rogowską i ona przepisała mi leki.
- Dobrze. Jak je pani toleruje? Czy przyjmuje je pani regularnie?
- Toleruję je dobrze, nie czuję się otumaniona a na tym mi zależało. Żeby nie czuć się jak na kacu. Mam przyjmować po jednej tabletce
- Proszę nie pomijać tabletek, jeśli się dobrze pani po nich czuje. Mąż przed ślubem też wywoływał u pani takie uczucia? – wróciła do rozmowy lekarka
- Nie, był zupełnie inny. Był spokojny, opiekuńczy. Jego rodzice i brat dobrze mnie przyjęli. Wie pani, nie mam dobrego kontaktu z własną rodziną. Ojciec jest za granicą z nową rodziną. Brat jest starszy i nie chcę zaprzątać mu głowy swoimi problemami. A moja mama. Nie umiem z nią rozmawiać. Ona za wszelką cenę chce mnie przekonać do swoich racji. Wtedy bardzo mi się podobało jaki a jakim ciepłym domu wychowywał się mąż.
Lekarka znowu coś zapisała w karcie.
- A teraz jakie są wasze stosunki?
- Z rodzicami męża mam dobry kontakt, synek też lubi odwiedzać dziadków. A z bratem mąż ograniczył kontakt po jakimś konflikcie między nimi. Widujemy się w zasadzie od święta.
Dagmara nie zauważyła jak minęła godzina odkąd weszła do gabinetu. Umówiła się na kolejny termin i wyszła z budynku. Czuła się lżej, jakby zrzuciła część wielkiego ciężaru. Spacerem ruszyła przed siebie. Umówiła się, że Magda wyjdzie na spacer i będzie czekała z dziećmi na osiedlowym placu zabaw.
Z daleka dostrzegła przyjaciółkę i od razu do niej pomachała. Magda spacerowała z wózkiem, bliźniaki i Piotrek wspinali się na wielkiego pająka.
- Jak było? Opowiadaj – dopytywała się kiedy Dagmara podeszła bliżej
- Na początku ciężko, ale potem jakoś poszło. Lżej się czuję.
- Cieszę się. Naprawdę – Magda uściskała koleżankę – z każdym spotkaniem będzie lepiej. Sama się przekonasz.
Rozmawiały jeszcze chwilę. Dagmara zawołała synka, wzięła go za rękę i skierowała się w stronę swojego domu. Czuła, że zaczyna się nowy, lepszy rozdział jej życia.
Magda patrzyła za odchodzącą przyjaciółką. Bardzo kibicowała, aby Dagmary nie opuściła nadzieja i energia jakie dzisiaj na nią spadły.

lzejsza-ja