Archiwum czerwiec 2023


cze 30 2023 Rozdział 31
Komentarze (0)


Dagmara nerwowo bębniła palcami w blat kawiarnianego stolika. Niespodziewane pojawienie się byłego męża skutecznie zniszczyło jej dobry humor po piątkowym spotkaniu z Konradem.
- Dagmara przemyśl to na spokojnie, proszę – kolejny raz powtarzał Paweł
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Myślisz, że Piotrek będzie chciał rzucić wszystko, przede wszystkim przyjaciół i wyjechać z tobą do Wiednia?
- Najlepiej jego o to spytaj. Mi powiedział, że chciałby do średniej szkoły chodzić w Austrii. A o znajomych się nie martw. W szkole szybko pozna nowych. Zresztą, poznał już dwóch chłopaków. Są w jego wiek mieszkają w moim bloku.
Dagmara nie wyglądała na przekonaną. Wiedziała, że kontynuacja nauki w austriackiej szkole to dla jej syna duża szansa, ale nie mogła sobie wyobrazić rozłąki z dzieckiem.
- Pozwól mi się zastanowić – poprosiła
- Dobrze, byle nie za długo bo trzeba załatwiać formalności. Chociaż raz pomyśl o dziecku, a nie o sobie – powiedział zanim wstał od stolika
Dagmara zamknęła oczy i mocno wciągnęła, a potem wypuściła powietrze. Nie musiał dodawać tego ostatniego zdania. Wiedziała, że zrobił to specjalnie, aby ją zdenerwować.
Miała świadomość, że niewiele ma do powiedzenia. Jej czternastoletni syn po powrocie z ostatniej wizyty u ojca sam zaczął temat wyprowadzki do Austrii. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie miała wyjścia i, co prawda z ciężkim sercem, zgodzi się na ten pomysł.
Aby zyskać ostateczną pewność, że postępuje słusznie, umówiła się z Kamilą i Magdą. Tak, jak sądziła poparły pomysł Pawła dodając argument, że po latach będzie mógł się wykazać rodzicielskim spokojem, a ona będzie miała czas dla siebie. Już w domu, kazała Piotrkowi obiecać, że będzie ją odwiedzał tak często, jak to będzie możliwe. Potem mocno przytuliła syna, ukradkiem ocierając łzy zbierające się w kącikach oczu. Kiedy przyszedł Kacper, z właściwym dla nastolatków entuzjazmem, Piotrek opowiadał przyjacielowi o mających nadejść zmianach. Obiecał, że oboje z Klarą będą zaproszeni do Wiednia i kontakt na pewno zostanie. Dagmara uśmiechnęła się pod nosem. Młodzi nie zdawali sobie sprawy jak ciężko jest trzymać taką znajomość, młodych Zarzyckich też czekały zmiany.a Za kilka miesięcy mieli rozpocząć naukę w szkołach średnich. Wcześniej jednak czekał ich pierwszy poważny egzamin na zakończenie podstawówki. O ile dla Piotrka nie miał on takiego znaczenia, dla Klary i Kacpra był to ważny sprawdzian, który miał zdecydować czy dostaną się do wymarzonej szkoły czy nie.
Wieczorem była umówiona z Konradem. Cieszyła się na spotkanie, ale myśli wciąż orbitowały wokół wcześniejszej rozmowy z byłym mężem. Jej zamyślenie nie uszło uwadze Konrada.
- Co ci jest? Wszystko w porządku? – zapytał zajadając obłędnie wyglądające spaghetti.
Było ciepłe popołudnie. Piotrek był z Pawłem, więc Dagmara nie musiała spieszyć się do domu. Od razu po pracy poszli więc z Konradem coś zjeść. Mimo, że jej makaron wyglądał równie apetycznie nie była w stanie nic przełknąć.
- Paweł przyjechał – powiedziała smętnie
Konrad popatrzył uważnie znad swojego talerza.
- I?
- I wymyślił, że Piotrek pojedzie z nim do Wiednia, żeby tam zacząć naukę w liceum.
- To akurat nie jest taki zły pomysł.
Dagmara spojrzała na swojego towarzysza ze zdumieniem.
- I ty przeciwko mnie?
- Dagmara pomyśl sama. Ukończenie szkoły w Austrii da mu lepszy start, niejeden rodzic chciałby być na twoim miejscu. A ty masz właściwie wszystko załatwione od ręki i się wahasz. Domyślam się, że rozstanie z synem może wydawać się ciężkie, ale on i tak za chwilę zacznie mieć swoje życie. Poza tym w ciągu dnia są ze trzy połączenia lotnicze z Wiedniem, pewnie tyle samo kolejowych. Nie ma problemu z komunikacją. A poza tym będziesz miała więcej czasu na swoje przyjemności – wymierzył w nią widelec
- Na przykład na jakie?
- Na przykład na spotkania ze mną – wyszczerzył się w uśmiechu
- Jesteś bardzo pewny siebie. Rozmawiałeś z Kamilą i Magdą? Przyznaj się lepiej – zmarszczyła nos i patrzyła na niego spod zmrużonych powiek
- Nie, nie rozmawiałem – odparł rozbawiony – widać z twoimi przyjaciółkami mamy połączenie telepatyczne
- To dobrze. Jak znam te dwie czarownice zaczęłyby cię namawiać żebyś mnie przekonał do podjęcia jednej słusznej decyzji.
- Bo jest tylko jedna, słuszna, decyzja. Gdybym miał taką możliwość, wysłałbym swoje dziecko do zagranicznej szkoły.
- Przepraszam – powiedziała cicho kiedy dotarło do niej co powiedział.
- Nie szkodzi, nic się nie stało.
Dagmara była zamyślona. Ten dzień od początku nie układał się tak, jak chciała. To były jej urodziny. Pierwsze po rozwodzie. W dodatku czterdzieste. Na świętowanie była umówiona z Magdą i Kamilą na weekend. Już dawno zaplanowały, że w sobotni wieczór wyjdą do miasta zostawiając dzieci w domach i nie przejmując się niczym poza tym, aby dobrze się bawić. Póki co musiały jej wystarczyć telefoniczne życzenia od przyjaciół. Po obiedzie Konrad odwiózł ją do domu. Dziwnie czuła się w pustym mieszkaniu, Piotrek jedną nogą był już w Austrii. Zajrzała do jego pokoju. Z podłogi podniosła rzuconą w pośpiechu bluzę i powiesiła ją na krześle. W kącie znalazła zmięte w nieładzie koszulki. Podniosła je z westchnieniem i zaniosła do łazienki. Nikt poza dziewczynami nie pamiętał o jej urodzinach. Zrobiło jej się przykro, ale przełknęła gorycz. Była w trakcie przygotowywania koktajlu, który planowała wypić na kolację, kiedy rozległ się dzwonek domofonu. Otworzyła drzwi, a jej oczom ukazał się wielki bukiet. Na jej twarz wypełzł szeroki uśmiech. Zza wielkiego kosza pełnego różnokolorowych kwiatów wyjrzała głowa Konrada.
- Myślałaś, że zapomniałem? Nie zapomniałem – powiedział kiedy pozostając w stanie osłupienia nic nie odpowiedziała – Wszystkiego najlepszego. Szampana też mam. Wpuścisz mnie?
- Tak, oczywiście – szerzej otworzyła drzwi – kwiaty są piękne, nie musiałeś Konrad.
- Nie musiałem, ale chciałem. Miło widzieć, że się uśmiechasz.
- Ale ja nie mam czym cię poczęstować – powiedziała zakłopotana
- Niczym się nie przejmuj. Przecież byliśmy na obiedzie. Butelkę schowaj na razie do lodówki.
Ledwie zamknęła drzwi chłodziarki kiedy po raz kolejny rozległ się dzwonek domofonu.
- Słyszeliśmy, że jest tu jakaś impreza urodzinowa – usłyszała głos Bartka – wpuścisz nas?
Dagmara nacisnęła przycisk a po chwili przed swoimi drzwiami zobaczyła wszystkich najbliższych przyjaciół. Pierwszy wszedł Bartek dzierżąc, niczym trofeum, dwie butelki musującego wina. Za nim stała Magda i Kamila. Z ostatniego rzędu uśmiechali się Jędrzej, Maciek i Patryk.
- Prawdziwa niespodzianka. Co wy tu robicie?
- Konrad szepnął to i owo – konspiracyjnie szepnęła Magda – to on jest sprawcą zamieszania.
Po tych słowach Magda poszła do kuchni aby rozpakować torby podane jej przez Maćka. Okazało się, że przyjaciółka zadbała o przekąski – przyniosła salaterkę sałatki, małe kanapeczki i szaszłyki. Kamila z różowego pudełka rozpakowywała tort.
- Jesteście niesamowici – wzruszenie ściskało gardło Dagmary
- Przecież w taki dzień nie mogliśmy zostawić cię samą sobie, prawda? – Bartek objął ją ramieniem – gdzie masz kieliszki? Trzeba wznieść toast.
W miłej atmosferze siedzieli do wieczora. Osuszyli wszystkie, przyniesione butelki. Tylko Jędrzej i Maciek poprzestali na jednym kieliszku bo następnego dnia mieli poranne zmiany, a w swojej pracy nie mogli sobie pozwolić na choćby chwilę zawahania. Został tylko Konrad aby pomóc jej posprzątać.
- Dziękuję ci. Podobno to ty wymyśliłeś.
- Można tak powiedzieć. Coś wspomniałem Magdzie, a ona podłapała temat.
- Naprawdę wspaniała niespodzianka. Byłam zaskoczona. Zwłaszcza, że niczym się wcześniej nie zdradziłeś.
- O to przecież chodzi w niespodziankach, prawda? – schował do szafki ostatni talerz i wytarł ręce w kuchenny ręczniczek – będę się zbierał. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – delikatnie ją przytulił i pocałował w czoło. Włożył marynarkę i wyszedł na letni wieczór.
Siedząc w salonie i dojadając resztkę sałatki patrzyła na przyniesione przez Konrada kwiaty. Poczuła słone łzy płynące po policzkach. Musiała się rozwieść aby mieć urodziny z grupą najlepszych przyjaciół. Od męża dostawała zazwyczaj bukiet kupiony w supermarkecie i pudełko czekoladek. Kiedy napomknęła, że chciałaby kogoś zaprosić usłyszała, że nie będą robić imprezy bo to bez sensu. Zrobiło jej się bardzo przykro. To był kolejny przykład na to, że nie czuła się jak ktoś ważny w życiu Pawła. Ona zawsze miała przemyślany prezent, tort, przekąski. Kilka razy nawet w tajemnicy przed nim zaprosiła znajomych. Nie doczekała się tego samego z jego strony. Nie zależało jej na drogich prezentach. Chciała tylko poczuć się tego dnia wyjątkowo. Okazało się, że więcej uwagi i czasu poświęcił jej znajomy z dawnych lat. Przypomniała sobie tekst, jaki kiedyś znalazła w Internecie. Czyżby przesłanie właśnie się spełniało?

lzejsza-ja   
cze 29 2023 Rozdział 30
Komentarze (0)

Do osiedlowej kafejki Maciek poprowadził Magdę mocno trzymając ją za rękę. W środku nie było wielu gości, więc zajęli swój ulubiony stolik, a u młodej kelnerki złożyli zamówienie.
- Nie wiem od czego zacząć – zaczął Maciek
- Najlepiej od początku – poradziła Magda wbijając widelczyk w kawałek puszystego, czekoladowego ciasta
- Dzisiaj przyszła do mnie Beata – wyrzucił z siebie
- Beata?
- Matka Klary i Kacpra – powiedział cicho i zobaczył jak Magda zamiera w bezruchu, a jej oczy robią się coraz szersze.
- Czego chciała? Spotkać się z dziećmi?
- Chyba tak, ale przecież bez mojej zgody nic nie zrobi. Poza tym nie wiem jak ona to sobie wyobraża po tylu latach. Dla nich jej nigdy nie było. Bardziej zmartwił mnie fakt, że obserwowała ciebie i Michała – Maciek streścił żonie wcześniejszą rozmowę z byłą partnerką.
- Nie wierzę – Magda ze zdumienia zakryła usta dłonią – od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, czułam jakiś dziwny niepokój, ale nie widziałam nic podejrzanego. Zrzuciłam to na zmęczenie.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- A co ci miałam powiedzieć? Co byś powiedział gdybyś usłyszał, że wydaje mi się, że ktoś czai się w parku?
- Nie wiem – westchnął i potarł dłonią skroń – jest raczej niegroźna, zabroniłem jej zbliżać się do ciebie i Miśka, będę musiał porozmawiać z dzieciakami. Muszą wiedzieć.
- Czułam, że coś takiego prędzej czy później się stanie – głos Magdy stał się cichy. Podparła głowę na ręku i popatrzyła na męża.
Maciek wyciągnął rękę i chwycił dłoń Magdy.
- Hej, co jest? Chyba się nie przejmujesz?
- Nie, oczywiście, że nie – Maciek odniósł wrażenie, że nie zabrzmiało to szczerze. Magda wyglądała na zagubioną i przestraszoną.
- Magda – popatrzył na żonę chwytając jej drugą dłoń – nie wolno ci zapominać, że to ty jesteś częścią naszego życia, to ciebie kocham, dzieci cię kochają. Żadna Beata tego nie zmieni. Nigdy w to nie wątp.
Magda bardzo chciała wierzyć Maćkowi, ale nie potrafiła pokonać lęku, że ich życie nie będzie już takie samo. Spokój został zburzony. Maciek przedstawiał logiczne argumenty, ale ona wiedziała, że nie tak łatwo stłumić instynkt macierzyński, nie tak łatwo poskromić ciekawość poznania matki nawet, jeśli dotąd to była obca osoba. Beata zawsze będzie częścią Klary i Kacpra nawet, jeśli nie była w ich życiu obecna. W nocy Magda źle spała. Kręciła się z boku na bok raz było jej za gorąco, raz za zimno. W końcu podjęła decyzję.
Kiedy rano za Maćkiem zamknęły się drzwi, a bliźniaki poszły do szkoły odwiozła Michała do swojej matki i pojechała na dworzec kolejowy. Musiała pozbierać myśli, potrzebowała kilku godzin samotności. Wchodziła właśnie do hali dworca kiedy usłyszała za sobą czyjś głos.
- Pani Magdo!
Odruchowo odwróciła głowę.
- Pani Magdo! Proszę zaczekać – Magda zobaczyła zbliżającą się do niej obcą kobietę
- Czy my się znamy? – zapytała zdziwiona
- Nie. Nie znamy się – uśmiechnęła się tamta – miło mi panią poznać. Jestem Beata Malicka. Możemy chwilę porozmawiać? Usiądziemy? – wskazała na pobliską ławkę
- Dobrze, ale nie mam dużo czasu – zgodziła się Magda
- Pewnie nie wie pani kim jestem
- Domyślam się. O co chodzi?
- Chciałam pani podziękować. Maciej mówił, że to dzięki pani Klara i Kacper nie myślą o mnie źle. O ile w ogóle myślą – dodała ciszej
- Nie ma za co – Magda wzdrygnęła się na dźwięk imienia Maćka w ustach siedzącej naprzeciwko niej kobiety
- Wie pani – Beata wyglądała na zdenerwowaną – ja wtedy nie mogłam, nie byłam w stanie się nimi zająć. Odejście wydało mi się najlepszym rozwiązaniem. Wiedziałam, że Maciej zapewni im wszystko, czego będą potrzebować. Wyjechałam, a po jakimś czasie wyszłam za mąż. Nie zaszłam już w ciążę, nie mogłam. Klara i Kacper to moje jedyne dzieci.
- I przypomniała sobie pani o nich po tylu latach? Dlaczego mówi mi pani o tym wszystkim?
- Bo teraz to pani jest dla nich matką. Wiem, że na razie oni nie chcą się ze mną spotkać, ale może kiedyś – zawiesiła głos – jeśli kiedyś taka chwila nastąpi proszę aby była pani z nimi. Widziałam po Maćku, że tworzycie zgraną, szczęśliwą rodzinę. Jutro wyjeżdżam, nie będę was już niepokoić – to mówiąc odeszła nie odwracając się za siebie.
Magda zawahała się zanim podeszła do okienka kasy biletowej. Przez chwilę zastanawiała się czy powinna wyjeżdżać. Jednak pragnienie odpoczynku i oderwania się od ostatnich wydarzeń zwyciężyło i chwilę później stała na peronie z biletem w ręku.
Po dwóch godzinach przekręcała klucz do domku w Międzylesiu. Głęboko wciągnęła czyste, górskie powietrze. Uśmiechnęła się na widok spowitych mgłą szczytów. Z kubkiem herbaty usiadła na drewnianych schodkach i popatrzyła w dal. Nagle poczuła się bardzo zmęczona. Weszła do sypialni, którą zazwyczaj zajmowali z Maćkiem, zdjęła kurtkę i położyła się na wzorzystej narzucie. Pod głowę wsunęła miękką poduszkę w folkowe wzory. Łzy same zaczęły płynąć po policzkach.
Maciek wrócił do domu i zdziwił się, że nikogo w nim nie zastał. O ile Kacper był na treningu koszykówki, a Klara na angielskim, to nieobecność Magdy i młodszego syna była dziwna. Kiedy starsze dzieci wróciły do domu, a Magda w dalszym ciągu nie wracała, był już poważnie zaniepokojony. Zadzwonił do swojej matki, ale Matylda nie widziała Magdy i Michała od ubiegłej niedzieli, kiedy była u Zarzyckich na obiedzie. Kolejny telefon wykonał do Adrianny. Teściowa poinformowała go, że Magda rano zostawiła u niej Michała i powiedziała, że musi coś załatwić. Nie mówiła gdzie idzie, ani kiedy wróci. Maciek poprosił ją, żeby jeszcze zaopiekowała się Michałem, a sam zaczął dzwonić do przyjaciół. Miał wrażenie, że przeżywa to samo, co czternaście lat wcześniej kiedy Beata nagle zniknęła. Ani Bartek, ani Dagmara nie wiedzieli nic o planach Magdy. Kamila ze spokojem zasugerowała, że może Magda pojechała do Międzylesia. Jej telefon jednak milczał, nie mógł tego sprawdzić w inny sposób niż jadąc w góry. Wsiadł do samochodu i naginając przepisy ruszył w kierunku miejscowości, gdzie stał ich górski domek. Podejrzewał, że radar mógł go złapać ze trzy razy za przekroczenie prędkości, ale nie przejmował się tym. W tej chwili najważniejsza była Magda i to, co się z nią działo. Było ciemno, kiedy świecąc długimi światłami wjechał przez czerwoną bramę na teren działki. Wysiadł z samochodu i obszedł domek. Okiennice były zamknięte. Nic nie wskazywało na to, że ktoś tu był. Podszedł do drzwi, nacisnął klamkę, ale drzwi nie ustąpiły. Włożył klucz do zamka i przekręcił dwa razy. Drzwi były zamknięte tylko na jedną, górną, zasuwkę. W środku panowała ciemność. Nie zapalając światła podszedł do drzwi sypialni, spod których dolatywała wąska smuga światła z nocnej lampki. Magda leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Oddech miała spokojny, choć zatkany nos świadczył o tym, że płakała. Maciek odwiesił kurtkę na oparcie błękitnego, bujanego fotela i położył się na wznak obok żony. Ręce założył pod głową. Napisał wiadomość do wszystkich, że znalazł Magdę i wrócą następnego dnia. Wkrótce zasnął kołysany, dochodzącym zza okna, szumem drzew.
Magda obudziła się wyspana i pełna energii. Ze zdumieniem zauważyła obecność męża i natychmiast poczuła wyrzuty sumienia. Miała przyjechać tylko na kilka godzin, a przespała całe popołudnie i noc. Ubrała się, owinęła ciepłym szalem i wyszła przed domek. Tak, jak ona poprzedniego dnia, Maciek siedział na schodach z kubkiem kawy. Dookoła unosiła się mgła, ale mimo wczesnego poranka było już dość ciepło. Podeszła i usiadła obok męża ledwie dotykając jego ramienia swoim.
- Przepraszam – powiedziała cicho – zrobiłam to samo, co ona.
- Wiedziałem, że nas nie zostawiłaś. Martwiłem się, że coś ci się stało.
- Mam wyrzuty sumienia, postąpiłam bardzo egoistycznie. Nie wzięłam pod uwagę twoich uczuć. Myślałam tylko o swoim strachu.
- Strachu? Czego się przestraszyłaś, co? – objął Magdę ramieniem i spojrzał na nią poważnie.
- Sama nie wiem. Może tego, że ona będzie chciała wrócić do was, tego, że sobie nie poradzę jeśli tak się stanie – Magda opowiedziała o swoim spotkaniu z Beatą.
- Magda, zapomniałaś już o tym, co ci wczoraj powiedziałem? – Maciek otrząsnął się z pierwszego szoku po słowach Magdy
- Nie, nie zapomniałam. Tym bardziej jest mi przykro, że myślałam tylko o sobie. Nie wzięłam pod uwagę twoich uczuć, nie pomyślałam o dzieciach. Poczułam się nagle bardzo zmęczona tym wszystkim.
Maciek przyciągnął Magdę bliżej siebie i mocniej przytulił.
- Kocham tą twoją porywczość, wiesz? Mówiłem ci to nie raz, że swoją energią nadałaś naszemu życiu barw. Ale nie rób tak więcej i nie znikaj bez słowa, dobrze? A jeśli czujesz się zmęczona to mi o tym powiedz.
- Maciek o czym ty mówisz?
- Magda, nie udawaj. Doskonale wiem, że opieka nad czterolatkiem w połączeniu z pracą i opieką nad domem może męczyć. Od pomocy masz mnie i bliźniaki. Mam wrażenie, że czasem o tym zapominasz.
- Dziękuję – popatrzyła na Maćka z wdzięcznością – a ty dzisiaj nie pracujesz?
- Pracuję. Zaczynam o czternastej. Mamy jeszcze chwilę zanim ruszymy. Proponuję śniadanie w zajeździe u pani Tereski, a potem możemy jechać – podał Magdzie rękę aby pomóc jej wstać.
Zamknęli domek i pojechali do pobliskiego zajazdu prowadzonego przez starsze małżeństwo. Kiedy przyjeżdżali do Międzylesia czasem wpadali tu na śniadanie czy obiad. Posileni, w znacznie lepszych nastrojach, wrócili do miasta. Najpierw pojechali odebrać Michała, potem Maciek odwiózł żonę i syna do domu, a sam pojechał do kliniki. Natrętna myśl, że już nic nie będzie takie samo nie dawała mu spokoju. Postanowił się jednak na razie nie przejmować i zostawić sprawy własnemu biegowi.

lzejsza-ja   
cze 28 2023 Rozdział 29
Komentarze (0)

Magda odebrała Michała z przedszkola, zrobiła drobne zakupy i korzystając z ładnej pogody postanowiła wrócić przez park, gdzie zatrzymała się na kilka minut na placu zabaw. Kiedy synek z radosnym uśmiechem wchodził na zjeżdżalnię poczuła jak przechodzi ją dziwny dreszcz. Nerwowo rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła nic podejrzanego. Poczekała jeszcze chwilę, zawołała Michała i ruszyła w stronę domu. Uczucie niepokoju minęło dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi mieszkania. Od kilku dni miała wrażenie,, że ktoś ją obserwuje. Nie mówiła nic Maćkowi. Nie miała dowodów, nic dziwnego się nie wydarzyło. Niepokój zrzuciła na zmęczenie.
Odprowadzając kolejnego pacjenta po zakończonej wizycie Maciej spojrzał na zegarek. Zostały mu dwie godziny do końca zmiany. Przelotnie popatrzył na czekających w poczekalni ludzi. Recepcjonistka podała mu przypiętą do podkładki kartę. Nie kojarzył nazwiska, to musiała być nowa pacjentka.
- Pani Malicka, zapraszam – uśmiechnął się podając kobiecie rękę, a następnie puszczając ją przed sobą.
W gabinecie wskazał fotel, a sam usiadł przy biurku uzupełniając w komputerze dane pacjentki.
- Słucham. Co się dzieje? – zapytał odwracając się na fotelu z pokrzepiającym uśmiechem
- Naprawdę mnie nie poznajesz? – zapytała kobieta siadając bokiem na fotelu dentystycznym
Maciej podniósł okulary i przyjrzał się nieznajomej. Było w niej coś znajomego, jednak nie potrafił określić co. Spojrzał na nią jeszcze raz, potem na kartę, którą miał przed sobą.
- Beata? – spytał niedowierzając
- Bingo – uśmiechnęła się szeroko
- Co tu robisz? – zapytał kiedy otrząsnął się z pierwszego zaskoczenia – nie przyjechałaś chyba po plombę.
- Nie. Chciałam sprawdzić co u ciebie, co u dzieci.
- Nie wierzę – zaśmiał się gorzko – Niezły masz tupet przychodząc tu po czternastu latach i pytając co u nas.– Maciek musiał mocno nad sobą panować żeby nie podnieść głosu. Zdał sobie jednak sprawę, że tak łatwo się jej nie pozbędzie – Dobrze. Nie mam ci wiele do powiedzenia, ale kończę o piętnastej. Po drugiej stronie ulicy jest palarnia kawy. Możemy się tam spotkać.
- Będę czekać – uśmiechnęła się promiennie i wyszła z gabinetu.
Doktor westchnął, do plastikowego kubeczka nalał sobie wody i wypił jednym haustem. Ciężko było mu się skupić, czynności wykonywał rutynowo. Kiedy skończył zmianę czuł się bardzo zmęczony. Narzucił na siebie kurtkę i nie zapinając jej przeszedł szybkim krokiem przez ulicę. W lokalu dopadł go zapach świeżo mielonej kawy. Zamówił dla siebie podwójne espresso i wzrokiem poszukał Beaty. Siedziała przy stoliku pod ścianą i sączyła drinka z wysokiej szklanki. Kurtkę odwiesił na oparcie krzesła, usiadł opierając się wygodnie i czekał aż zacznie mówić.
- Ładna klinika, nieźle się urządziłeś. Z małego gabinetu rozwinęliście całą przychodnię. Gratulacje. Ty też dobrze wyglądasz.
- Dziękuję, nie narzekam.
- Widziałam twoją żonę i synka. Śliczna kobieta, a chłopiec to skóra zdjęta z ciebie – uśmiechnęła się blado
- Gdzie ich widziałaś? Śledziłaś Magdę? Dlaczego?
- W parku. Szliście we trójkę. Byłeś tak w nich wpatrzony, na mnie nigdy tak nie patrzyłeś – w jej głosie pobrzmiewała nuta żalu.
- To chciałaś powiedzieć czy jest coś jeszcze? – doktor zaczął się irytować
- Chciałam zobaczyć Kacpra i Klarę, ale się nie udało.
- Mam uwierzyć, że po tylu latach obudziły się w tobie instynkty macierzyńskie?
- Po prostu zaczęłam się zastanawiać co u nich słychać, jak bardzo wyrosły – głos kobiety zadrżał.
- Beata – Maciek nachylił się nad stolikiem i popatrzył prosto w oczy byłej partnerki – mam ci przypomnieć, jak odeszłaś od nas zostawiając tylko krótki liścik. Bez żadnych wyjaśnień, nie pamiętasz jak nie odbierałaś telefonów? Pamiętasz ile miesięcy miały wtedy bliźniaki? Zapomniałaś o tym wszystkim, że przez tyle lat nie zainteresowałaś się dziećmi? – w tej chwili zadzwonił telefon, Maciek wyjął aparat z kieszeni kurtki. Spojrzał na wyświetlacz i od razu się uśmiechnął.
- To ona? Twoja żona? – zapytała Beata, kiedy się rozłączył – musicie być szczęśliwi. Widać to w twoich oczach i głosie.
- Tak, miałem szczęście, że spotkałem Magdę na swojej drodze. Ale ty zostaw ją w spokoju. Nie masz prawa za nią chodzić. Za mną też nie. A jeśli chodzi o bliźniaki to beze mnie nic nie zrobisz. Nie zapominaj, że zrzekłaś się praw rodzicielskich.
- Pamiętam. Niestety pamiętam – wbiła wzrok w stolik
Maciek, który mimo żalu jaki żywił do Beaty, był wrażliwym i dobrym człowiekiem, wypuścił głośno powietrze.
- Powiedz mi po co przyjechałaś i czego oczekujesz? Chcesz się spotkać z bliźniakami?
- Nie wiem. Chciałabym ich zobaczyć chociaż z daleka. Wiem, że to ty będziesz decydował.
- Nie, Klara i Kacper zdecydują. Porozmawiam z nimi, ale nie obiecuj sobie zbyt wiele.
- Dziękuję.
- Nie mnie dziękuj. To Magda zrobiła bardzo dużo żeby dzieciaki nie myślały o tobie źle.
- Naprawdę? – kobieta podniosła wzrok na Maćka
- Tak. To ją po raz pierwszy wprost zapytały czemu mama odeszła. Wiesz co im odpowiedziała? Powiedziała, że mama na pewno ich kochała, ale bała się, że nie będzie umiała ich kochać i opiekować się nimi tak, jak na to zasługują.
- To musi być bardzo dobra osoba. Długo się znacie?
- Pięć lat. Nie wiem czemu ja ci to wszystko mówię – Maciej upił łyk kawy i pokręcił głową
- Chciałabym ich tylko zobaczyć
- Spróbuję, ale nic nie obiecuję. Tu jest moja wizytówka. Zadzwoń za jakiś czas. Powiem ci czy coś udało się załatwić – wstał od stolika i nie odwracając się wyszedł z kawiarni.
Spokój ogarnął go dopiero kiedy przekroczył próg mieszkania. Michał jadł kisiel z tartym jabłkiem i przegryzał go okrągłymi biszkoptami, Magda siedziała obok niego, przeglądała gazetę i gryzła ziarna słonecznika. Potarmosił jasne włosy synka, pocałował Magdę.
- Hej. Coś się stało? – odwróciła głowę nie wstając od stołu – ciężki dzień?
- Ciężki – westchnął – jak wrócą starszaki, pójdziemy się przejść dobrze? Musimy porozmawiać.
- Oj, to nie wróży nic dobrego. Zabrzmiało poważnie.
- Nie bój się. To nic strasznego. Po prostu nie chcę o tym mówić w domu.

lzejsza-ja   
cze 27 2023 Rozdział 28
Komentarze (0)

Konrad Wasilewski nie należał do ludzi, którzy szybko się poddają. Nie zrażony odmowami Dagmary tak długo wystawał, po zakończeniu pracy, przed wejściem do biurowca, w którym pracowała, aż zgodziła się z nim spotkać.
Zarezerwował stolik w meksykańskiej restauracji i z niecierpliwością oczekiwał piątkowego wieczoru. Był ciekawy co się u niej wydarzyło przez ostatnie kilkanaście lat. Nie zauważył na jej ręce obrączki, ale to o niczym nie świadczyło. Nie liczył, że z ich spotkania wyniknie coś poważnego, ale przynajmniej postara się aby Dagmara wybaczyła mu to jak się wobec niej kiedyś zachował. Bardziej niż zwykle przyłożył się do wyboru odpowiedniego stroju. Nie chciał wyglądać bardzo formalnie dlatego zrezygnował z krawata, postawił na czarne jeansowe spodnie i czarną koszulę.
Do Dagmary w piątkowe popołudnie przyjechała Kamila z Magdą. Dziewczyny zdecydowały, że tak, jak przed pierwszą randką z Maćkiem, Kamila przyjechała do Magdy aby pomóc jej wybrać odpowiedni strój, tak teraz muszą pomóc Dagmarze.
- Kochana, ja mam szczęśliwą rękę. Pomogłam Magdzie i zobacz jak to się skończyło – śmiała się Kama. Dagmara zgromiła ją wzrokiem, ale posłusznie usiadła w fotelu i pozwoliła koleżankom otworzyć szafę
- Ty się nie śmiej, Madzia też tak na mnie patrzyła – nie przestawała paplać Kama - powiedziałam wtedy, że powinna wyglądać tak, żeby doktorek od razu zapragnął mieć z nią dzieci. I co? – popatrzyła za siebie z triumfem w oczach - miałam rację. Rok później byli już po ślubie, a po kilku miesiącach urodził się Michał. Ma się tę szczęśliwą rękę – Kamila przerzucała wieszaki w garderobie Dagmary.
Magda złapała się za głowę. Rzeczywiście było tak, jak mówiła Kamila. Teraz wydało jej się to bardzo odległą przeszłością.
- O której Konrad ma po ciebie przyjechać? – zapytała kiedy Dagmara wróciła do pokoju niosąc na tacy filiżanki z kawą i talerz z kruchymi ciasteczkami.
- O dziewiętnastej.
Magda z Kamilą jednocześnie zerknęły na swoje zegarki. Miały jeszcze trochę czasu. Po przymierzeniu kilku zestawów Dagmara została ubrana w rozkloszowaną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni. Kiedy umalowana, wyperfumowana czekała na przyjazd Konrada dopadły ją wątpliwości czy postępuje właściwie spotykając się z byłym chłopakiem.
- Dziewczyny, czy ja dobrze robię? Co powie Piotrek kiedy dowie się, że wyszłam na randkę? - jęknęła
- A co ma powiedzieć? – Magda gryzła kolejne ciastko – dla niego teraz jest najważniejsza gra z Kacprem i zdobywanie kolejnych misji
- Powie żebyś się dobrze bawiła – dodała Kamila – przecież to już duży chłopak. Za chwilę wyprowadzi się z domu, a ty zostaniesz tu sama. Baw się póki masz siły. Piotrek przez tyle lat widział cię smutną, że, jestem przekonana, ucieszy się kiedy zobaczy cię uśmiechniętą. Poza tym musisz w końcu pomyśleć o sobie.
Dagmara i Magda nie mogły się z przyjaciółką nie zgodzić. Ani się obejrzały a rozległ się dzwonek do drzwi. Dagmara głośno odetchnęła, a kiedy wstała poczuła jak drżą jej nogi, a serce zaczyna mocniej uderzać. Koleżanki popchnęły ją lekko w stronę drzwi. Stanęły za plecami przyjaciółki kiedy ta otwierała drzwi wejściowe. Kiedy Konrad zobaczył trzy kobiety wpatrujące się w niego starał się nie dać po sobie poznać, że nie czuje się komfortowo lustrowany wzrokiem przez wpatrujące się w niego trzy pary oczu. Dagmara przedstawiła koleżanki, które szybko się pożegnały życząc udanego wieczoru, a kiedy były na schodach pokazały Dagmarze podniesione kciuki, Tego Konrad już nie widział. Poczekał aż Dagmara zamknie drzwi, podał jej ramię kiedy schodzili po schodach. Następnie, co było dla kobiety nowością, pomógł wejść do samochodu. Biorąc pod uwagę wysokie obcasy, które miała na nogach i niskie zawieszenie samochodu zajęcie miejsca mogło sprawiać pewien kłopot.
Zarezerwowany stolik położony był tuż przy oknie wychodzącym na ulicę. Na drewnianym blacie leżały podkładki w meksykańskie wzory i stały miseczki z przystawkami. Nad głowami gości wisiała okrągła, rzucająca przytłumione światło, kolorowa lampa. Kelner, który przyniósł karty dań rozlał do kieliszków zaproponowane wino.
- Za spotkanie po latach – Konrad podniósł swój kieliszek
- Za spotkanie – odpowiedziała Dagmara
- Powiedz co u ciebie słychać? – zaczął mężczyzna – wiem już gdzie pracujesz. Podoba ci się tam?
- Tak, najbardziej atmosfera i ludzie. Na szefów też nie mogę narzekać. A tobie gratuluję – poczuła się w obowiązku nawiązać do objęcia przez Konrada nowego stanowiska – ciężko było wrócić do Polski po tylu latach?
- Nie było trudno – odpadł zamyślony – właściwie to tylko przyspieszyło moją decyzję o powrocie. A powiedz – nachylił się do swojej towarzyszki – jak ci się układa prywatnie?
Dagmara zamarła słysząc pytanie. Przez ułamek sekundy zastanawiała się co powinna odpowiedzieć.
- Chwilowo nijak. Niedawno się rozwiodłam – spuściła wzrok na kieliszek
- Przykro mi – powiedział, ale nie zabrzmiało to szczerze
- A mi nie – odparła zamyślona i ze zdumieniem zauważyła jak na twarz Konrada wypełza ledwie dostrzegalny uśmiech – jedyne, co dobrego mi zostało to syn. Piotrek niedługo skończy czternaście lat.
– Wypijmy wobec tego za nowe początki. Dla ciebie za początek nowego życia, dla mnie za początek nowego rozdziału kariery – dodał widząc jej pytające spojrzenie. Stuknęli się kieliszkami.
Kiedy otrzymali zamówione potrawy Konrad przyjrzał się swojej towarzyszce.
- Dagmara, przepraszam cię – zaczął, a kiedy pochwycił jej spojrzenie kontynuował – za to, co się wydarzyło na studiach. Chciałem to wyjaśnić, bo czuję, że to co było wisi nad nami.
- Nie uważasz, że trochę późno na przeprosimy? – nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania
- Mam nadzieję, że nie jest za późno. Kiedy ty wróciłaś z Wilna, ja wyjechałem do Szwajcarii na praktyki. Potem dowiedziałem się, że przeniosłaś się do Poznania.
- Po co do tego wracać Konrad? To już było. Minęło kilkanaście lat. Gdybyś chciał wyjaśnić cokolwiek to mogłeś mnie znaleźć. Poznań nie jest przecież taki duży.
- Wiem – zwiesił na chwilę głowę – ale było mi głupio. Nie wiedziałem jak ci to wszystko wyjaśnić.
- A teraz wiesz? – zapytała prowokująco obracając kieliszek w palcach
- Nie wiem, ale już nie jestem tamtym Konradem. Tamta dziewczyna, Iza, ona tylko chciała mieć dziecko. Wydawało mi się, że to co do niej poczułem było prawdziwe. Wydało mi się to takie inne od tego, co było między nami. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży wyjechała. Nie wiem gdzie. Czasem zastanawiam się czy to ze mną zaszła w tę ciążę – zamilkł na chwilę, a Dagmara poczuła, że żal jej Konrada.
- Nie próbowałeś jej odszukać?
- Kiedyś tak, ale dostałem od niej list żebym przestał. Po tej akcji wyjechałem do Szwajcarii i dopiero teraz wróciłem. Może gdzieś żyje moja córka czy syn, ale tego pewnie nigdy się nie dowiem.
- Przykro mi – odruchowo pogłaskała go po ręce
- Widocznie tak miało być. Karma wróciła. Ja skrzywdziłem ciebie, a Iza mnie – dokończył z uśmiechem.
- Coś podobnego. Konrad Wasilewski wierzy w powracającą karmę – Dagmara nie mogła powtrzymać śmiechu, po chwili dołączył do niej Konrad.
Od tego momentu kolacja przebiegała w nieskrępowanej atmosferze.
- Masz ochotę iść potańczyć? Szkoda kończyć taki miły wieczór – Konrad chciał odwlec moment rozstania.
- Mam – Dagmara uśmiechnęła się w odpowiedzi i szybko odgoniła myśli o synu, który został sam w domu – tylko zadzwonię do Piotrka czy wszystko w porządku – odsunęła się na kilka kroków, wybrała numer telefonu syna i kiedy upewniła się, że wrócił już od Kacpra, zjadł kolację, a teraz gra na konsoli rozłączyła się.
Cienkie szpilki zapadały się w bruku przez co Dagmarze źle było iść. Konrad podał jej ramię, aby mogła się na nim wesprzeć. Idąc wolnym krokiem dotarli do klubu Fontanna. W szatni zostawili płaszcze i po schodach zeszli do zadymionej sali. Z głośników dudniła muzyka. Konrad zamówił drinki, a kiedy szklanki były puste porwał Dagmarę na parkiet. i Wsparta na silnym ramieniu Konrada dała się porwać muzyce.
- Dziękuję. To był bardzo miły wieczór – powiedziała kiedy stali po jej blokiem
- Też tak myślę. Powtórzymy to niedługo – mrugnął okiem całując jej policzek
W otwartych drzwiach do klatki schodowej odwróciła się i spojrzała za odchodzącym mężczyzną. Zasypiała z szerokim uśmiechem na ustach.

lzejsza-ja   
cze 26 2023 Rozdział 27
Komentarze (0)

Duchom, a raczej duchowi z przeszłości Dagmara musiała stawić czoła szybciej, niż mogła przypuszczać. Konrad wypatrzył Dagmarę, kiedy przed ósmą rano wchodziła do budynku Alfa. Jego firma mieściła się w budynku Omega. Po przypadkowym spotkaniu w weekend postanowił, że nie będzie udawał, że się nie znają. Zdecydował, że po pracy poczeka na nią na parkingu. W sobotę zrobiła na nim duże wrażenie, to nie była już ta zagubiona studentka, którą pamiętał.
Wraz z wybiciem szesnastej na zegarze Dagmara spakowała swoje rzeczy, wzięła do ręki torbę z laptopem i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy wyszła na zewnątrz z wewnętrznej kieszeni torby wyjęła paczkę papierosów. Od rana czuła dziwny niepokój. Dawno już nie czuła takiego zdenerwowania. Ostatni raz kilka lat temu, kiedy jeszcze byli z Pawłem małżeństwem. Szybkim krokiem, nie rozglądając się na boki szła w kierunku przystanku.
- Dagmara! - usłyszała za plecami głęboki głos. Coś kazało jej przystanąć i odwrócić głowę. To był odruch. Popatrzyła w kierunku skąd dochodziło wołanie i wtedy go zobaczyła. Stał oparty o maskę szarego, sportowego, samochodu, ręce miał założone na piersi. Uśmiechał się, patrzył prosto na Dagmarę. Ona również przypatrywała się mężczyźnie, ale nie zrobiła kroku. Stała jak wmurowana. Konrad oderwał się od samochodu i podszedł do niej.
- Cześć Dagmara – wyciągnął rękę w jej kierunku – miło cię widzieć.
- Cześć - odpowiedziała sztywno – nie mogę powiedzieć tego samego o tobie – zdobyła się na odwagę i widziała jak zmienia się wyraz twarzy mężczyzny.
- Chciałem się przywitać, w sobotę trochę dziwnie wyszło. Byłem zaskoczony spotkaniem. Ty chyba też – ciągnął niezrażony milczeniem Dagmary, która tylko lekko skinęła głową – będziemy się pewnie tu mijać, nie mówię, że teraz, ale może za jakiś czas pójdziemy gdzieś na kawę. Moglibyśmy powspominać dawne czasy.
- Raczej nie mamy czego wspominać – odpowiedziała niespodziewanie dla samej siebie i z satysfakcją zauważyła, że Konrad stracił trochę rezonu. Zgasiła papierosa, niedopałek wyrzuciła do stojącego obok kosza na śmieci.
- Rzuć to świństwo. Nie warto się truć. Do zobaczenia – powiedział szybko i skierował się w stronę swojego samochodu. Dagmara odprowadziła go wzrokiem. Spod przymkniętych powiek obserwowała jak odjeżdża z parkingu. Dopiero kiedy upewniła się, że samochód Konrada zniknął z jej pola widzenia poszła na przystanek. Potrzebowała z kimś porozmawiać. Wybrała numer Magdy.
- Hej kochana, masz chwilkę? – zapytała, kiedy usłyszała po drugiej stronie głos koleżanki
- Daguś, oddzwonię do ciebie, dobrze? Jestem w drodze na badania i nie mam jak rozmawiać.
- Jasne, nie ma sprawy. Daj znać jak będziesz miała wyniki.
- Na pewno. Do usłyszenia.
Magda schowała telefon do torebki i pchnęła drzwi kliniki.
- Magda! Cześć! – wykrzyknął na jej widok Tomasz, który akurat stał w rejestracji – przyszłaś do Maćka?
- Cześć Tomku. Tak, uparł się, że pojedzie ze mną na badania. A wiesz jaki on jest kiedy się uprze, nie ma dyskusji.
- Wiem, wiem. Poczekaj chwilę, zaraz zajrzę do niego – spojrzał na zegarek – powinien już kończyć, ale może ma jakiś bardziej skomplikowany przypadek – to mówiąc poszedł w kierunku gabinetów, a Magda usiadła na wolnym krześle i zaczęła czytać wiadomości w telefonie. Przyszło powiadomienie z elektronicznego dziennika. Widząc ocenę Klary ze sprawdzianu z biologii uśmiechnęła się. Dziewczynka w końcu przełamała złą passę i jej oceny wyglądały coraz lepiej.
Po chwili wyszedł ubrany w swoje zwykłe ubranie Maciek. Na widok męża Magdzie zrobiło się ciepło. Może jest trochę prawdy w stwierdzeniu, że mężczyźni są jak wino. Im starsi tym lepsi. Choć w tym przypadku wypadałoby powiedzieć, że przystojniejsi. Maciek przywitał się z żoną, skinął głową pacjentom czekającym, w poczekalni, na wizytę. Pożegnał się z recepcjonistkami, a następnie objął żonę ramieniem i poprowadził w kierunku wyjścia. Na zewnątrz wziął ją za rękę i pokierował w kierunku stojącego na parkingu samochodu. Miejsce starej, wysłużonej, terenówki zajęła nowa, większa, spełniająca potrzeby pięcioosobowej rodziny. Jak miał w zwyczaju otworzył Magdzie drzwi, poczekał aż wsiądzie, zamknął je za nią i dopiero zajął miejsce kierowcy. Magda lubiła patrzeć jak długie palce Maćka zaciskają się na kierownicy i pewnie prowadzi pojazd.
- Mogłam przecież sama pojechać na te badania – zaczęła Magda
- Jasne, a potem naszprycowana kosmiczną ilością alergenów sama byś wracała do domu. Nawet tak przy mnie nie mów – oburzył się
- Mogłam wrócić taksówką, ty mogłeś pojechać do domu i odpocząć.
- Magda – wziął jej rękę i pocałował – kobieto, zrozum w końcu, że ja od tego jestem, żeby się tobą opiekować. I pomijając już nawet to, co jest dla mnie zupełnie naturalne, to nie zapominaj, że jakby nie patrzeć jestem lekarzem – mrugnął okiem – tak więc, żadnej dyskusji.
Magda uśmiechnęła się rozczulona. Po kilkunastu minutach dojechali na miejsce. W gabinecie pielęgniarki, wstrzyknięto jej kilkanaście różnych alergenów. Potem czekali na wynik. Po dziesięciu minutach Magda poczuła zawroty głowy, oddech stał się płytszy i gdyby Maciek jej nie podtrzymał osunęłaby się na ziemię. Oboje byli przerażeni. Zastanawiali się co mogło wywołać taką reakcję. Natychmiast zostały podane Magdzie leki antyhistaminowe. W gabinecie lekarki Maciek cały czas trzymał rękę Magdy jakby bał się, że znowu może zasłabnąć. Magda wciąż dochodziła do siebie i starała się wyrównać oddech. Rozmowę przejął Maciek, za co była mu wdzięczna.
- Pani doktor, co wywołało aż taką reakcję? Co pokazują wyniki?
- U żony wystąpiła silna reakcja na owoce cytrusowe. W tym przypadku alergen grejpfruta.
- Rozumiem. Wniosek taki, że musimy odstawić wszystkie owoce cytrusowe, prawda?
- Oczywiście. Świeże owoce, soki i pochodne cytrusów – dodatkowo przepiszę pani zastrzyk z adrenaliny, proszę mieć go zawsze przy sobie i leki antyalergiczne do przyjmowania na stałe – podała Maćkowi karteczkę z kodami elektronicznych recept. Pani Magdo, z taką opieką męża na pewno nic złego pani nie spotka – lekarka uśmiechnęła się do pacjentki, patrząc jednak na Maćka, którego spojrzenie mówiło „a nie mówiłem”?

lzejsza-ja