Najnowsze wpisy, strona 8


maj 24 2023 Rozdział 4
Komentarze (0)

Dagmara nerwowo przeszukiwała torebkę. Wysypała całą jej zawartość na stół i dłonią błądziła w opróżnionej podszewce i kieszonkach.
- Czego szukasz? – zapytała Magda
- Tabletki
- Jakiej tabletki? – dopytywała przyjaciółka
- Dostałam na uspokojenie, od psychiatry – Dagmara wyjęła w końcu z cienkiego blistra małą, różową pastylkę
Magda ze smutkiem pokiwała głową. Odkąd ponad rok temu spotkały się pod szkołą, do której chodzili Klara, Kacper i syn Dagmary, Piotrek dziewczyny bardzo się zaprzyjaźniły. Mieszkały blisko siebie, miały podobne przeżycia. Z tą różnicą, że Magda uwolniła się już od przemocowego partnera i znalazła swoje szczęście u boku Maćka, wyszła za niego za mąż, a teraz była na urlopie macierzyńskim po urodzeniu ich syna Michała. Dagmara miała przed sobą jeszcze długą drogę do odnalezienia siebie. Magda pomogła jej znaleźć dobrą psychiatrę, która przepisała delikatne leki uspokajające, ale dodatkowo potrzebna była terapia.
Kobiety siedziały w kuchni u Magdy, dzieci bawiły się w swoim pokoju, Maciek był jeszcze w pracy. Maleńki Michał spał w wózku na tarasie korzystając z promieni jesiennego słońca. Magda postawiła przed przyjaciółką kubek z herbatą i pogłaskała ją uspokajająco po ręce.
- Wiesz, że ty sama musisz zrozumieć, czego chcesz? Nikt ci tego nie powie. Ja cię mogę wspierać Daga, ale nie zdecyduję za ciebie co robić.
- Wiem – padła cicha odpowiedź.
Magda ze smutkiem popatrzyła w czerwone, podkrążone, oczy koleżanki. Popchnęła w kierunku Dagmary małą, samoprzylepną karteczkę z wypisanym numerem telefonu.
- Proszę – tu jest numer do dobrego psychologa. Zadzwoń jak będziesz gotowa, poukładasz sobie wszystko, a potem zdecydujesz co dalej.
Dagmara schowała karteczkę do portfela. Upewniła się, że znajduje się w najgłębszej kieszonce. Portmonetkę schowała do torebki. Bała się, że Paweł mógłby ją znaleźć, a wtedy zaczęłoby się piekło. Już kiedyś przeszukiwał jej notesy i telefon. W przypływie desperacji, kilka lat wcześniej umówiła się na spotkanie z prawnikiem w jednej z pomocowych fundacji dla kobiet. Nie chciała powiedzieć, gdzie wtedy była – powiedziała, że u lekarza. Zaczął dopytywać u jakiego specjalisty, w jakich godzinach przyjmuje. A potem na swoim urządzeniu pokazał jej lokalizację z tamtego dnia. Zamurowało ją. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Mogła tylko patrzeć na męża niedowierzając, że był wstanie posunąć się do zainstalowania aplikacji szpiegującej na jej telefonie. Poczuła się wtedy gorzej niż gdyby wymierzył jej policzek.
- O czym myślisz? – głos Magdy wyrwał ją z ponurych rozmyślań
- O niczym. Zadzwonię tam jutro. Dziękuję. Kochana jesteś.
- Jeszcze nie dziękuj – Magda ją przytuliła.
Rozległ się zgrzyt klucza w zamku. Maciek wrócił z pracy.
- Cześć dziewczyny - przywitał się z żoną całując ją w głowę i delikatnie przytulając – nie będę wam przeszkadzał w plotkach, już sobie idę. Nałożył na talerz trzy krokiety, obok kilka łyżek sałatki i wyszedł na taras zjeść i zajrzeć do malutkiego synka. Magda odprowadziła męża z miłością w oczach. Dagmara zazdrościła koleżance tego spokoju i miłości jaka ją otaczała. Ona nie doświadczała już takiej czułości. Właściwie nie mogła sobie przypomnieć czy kiedykolwiek takowa spotykała ją ze strony męża. Teraz wydawało jej się, że to ona żegnała go i witała pocałunkiem czy przytuleniem. Nie czując jednak wzajemności z jego strony w końcu się poddała. A kolejne lata mijały, a to jak mijały jej dni, niczym sinusoida, wyznaczały nastroje męża. Nie chcąc zwątpić, że miłość istnieje, zatracała się w książkach o miłości. Pochłaniała je w olbrzymich ilościach zadając sobie psychiczne tortury. Jedną kończyła, od razu zaczynała następną. Tego dnia rano skończyła czytać kolejny romans i mocno się spłakała żałując, że jej nikt choć w części nie kocha tak, jak główny bohater bohaterkę. Dwuczęściowa powieść skończyła się szczęśliwie mimo wielu burzliwych sytuacji i nagłych zwrotów akcji. Długo po zamknięciu okładki Dagmara nie mogła dojść do siebie. Wykorzystała okazję i pojechała do przyjaciółki wyrzucić z siebie nadmiar emocji. Magda miała umiejętność słuchania, wysnuwania trafnych wniosków, jak nikt inny dawała jej kopa do działania. Po każdym spotkaniu z przyjaciółką Dagmara wychodziła podbudowana i naładowana nową energią. Nie wiedziała, jakie psychologiczne narzędzia stosowała Magda, ważne, że chociaż na chwilę działały. Nie miała nikogo innego, komu mogłaby się zwierzyć. Brat miał swoją rodzinę i własne problemy. Z matką nie miała dobrego kontaktu, unikała spotkań bo rodzicielka jakby tylko czekała na możliwość udzielenia córce złotej rady. Dagmara potrzebowała tylko się wygadać, a matka jak się nakręciła nie mogła skończyć mówić. Ojciec mieszkał za granicą ze swoją nową rodziną, Dziękowała więc losowi, że na jej drodze postawił właśnie Magdę. Od pierwszego spotkania obie poczuły, że dużo ich łączy i spotykały się regularnie. Nie tylko aby pogadać, Magda zaszczepiła w koleżance bakcyla do rowerowych wypadów. Mieszkały niedaleko siebie dlatego często wybierały się razem na przejażdżki. Nie musiały nic mówić, wystarczył tylko wysiłek i kolejne, pokonywane kilometry.
Przybiegły dzieci, a Magda nałożyła każdemu po domowej roboty bułeczce cynamonowej, nalała do szklanek herbaty z cytryną. Po urodzeniu Michała tylko czasem udzielała porad przez internet i to też tylko stałym klientom. Klara z Kacprem stawali się coraz bardziej samodzielni. Do szkoły chodzili sami, albo zawoził je tam Maciek jadąc do pracy. Odbierani byli przez Magdę, która brała najmłodszego syna na spacer i odbierała bliźniaki ze szkoły. Mając trochę wolnego czasu Magda dogadzała rodzinie domowymi wypiekami.
Kiedy dzieci się posiliły Dagmara z Piotrkiem poszli do domu.
- Kolejny kryzys? – zapytał Maciek wchodząc z Michałkiem na rękach do mieszkania
- Nie wiem czy kryzys. Już nie wiem jak z nią rozmawiać. Ta sytuacja ją dobija, a ja nie mam pojęcia co jeszcze mogę jej powiedzieć.
- Zdajesz sobie sprawę, że ona sama musi chcieć pomocy? – Maciek podał żonie syna, który zaczął domagać się popołudniowej porcji mleka
- Oczywiście – Magda usiadła w fotelu i przystawiła małego do piersi – dałam jej telefon do Marty. To jest taka starsza psychoterapeutka ode mnie z przychodni. Mam nadzieję, że coś z tym zrobi bo na samych proszkach uspokajających, rozmowach ze mną i przejażdżkach rowerowych długo nie pociągnie.
- Ty się pozbierałaś
- Ale ja byłam w trochę innej sytuacji. Dominik nie był aż tak agresywny jak ten jej Paweł
- Magda, o czym ty mówisz? Ty siebie słyszysz? – oburzył się Maciek, którego zazwyczaj trudno było wyprowadzić z równowagi, na co dzień był ostoją spokoju - kto, jak kto, ale najlepiej powinnaś wiedzieć, że przemoc to przemoc i koniec.
Musiała przyznać mu rację. Nie chciała wracać do przeszłości. Wydarzenia sprzed dwóch lat dały jej w kość, a samo wspomnienie byłego partnera wywoływało gęsią skórkę. Ona miała szczęście. Pojawił się Maciek i pokazał jak może wyglądać prawdziwy, partnerski związek. Ryzykowała wiążąc się z mężczyzną trochę starszym, w dodatku z dwójką dzieci. Na szczęście w jej przypadku, wszyscy się idealnie dopasowali do siebie. Magda zdawała sobie sprawę, że nie każda kobieta będzie miała tyle szczęścia. Pogłaskała synka po malutkiej główce i podała mężowi, aby potrzymał go do odbicia.

lzejsza-ja   
maj 23 2023 Rozdział 3
Komentarze (0)

Miesiące mijały szybko, Magda ciążę znosiła dobrze. Pracowałaby do samego porodu gdyby nie Maciek, który nalegał aby spowolniła i odpoczęła. Pokoju dla małego Michała na razie nie szykowali. Do sypialni dostawili łóżeczko i komodę z przewijakiem. Tak malutkie dziecko nie ma wielu potrzeb. Na tarasie stał trzyczęściowy wózek otrzymany od Przemka i Hani. Zarzyccy nie planowali więcej dzieci, nie uważali więc za coś koniecznego zakup nowych rzeczy. Mogli sobie pozwolić na zakup wyprawki dla maluszka, nie musieli patrzeć na koszty, ale Magda uważała, że nierozsądnie jest wydawać pieniądze skoro mały i tak zaraz wyrośnie z ubranek, łóżeczka i wózka. Ograniczyli się do zakupu nowego materacyka i kilku ubranek.
Nie robili planu z kim Magda pojedzie do szpitala gdyby Maćka nie było w domu. Nie zastanawiali się kto zostanie z bliźniakami. Magda nie denerwowała się porodem, czekała spokojnie na spotkanie z synkiem. Przyjaciele rodziny chyba bardziej przeżywali zbliżające się narodziny małego Zarzyckiego. Między sobą ustalili dyżury, zawsze ktoś wpadał do Magdy aby nie była sama i w razie konieczności miała towarzystwo w drodze do szpitala.
We wtorek świeciło słońce, Magda siedziała na tarasie wystawiając twarz do słońca. Popijała domową, chłodzoną herbatę i mimo, że wyczuwała delikatne skurcze, nie przejmowała się. Kacper i Klara byli w szkole. Tego dnia odwiedził ją Bartek. Opowiadał o swojej niedawnej podróży do Meksyku. Chwalił kuchnię, piękną pogodę i plaże. Opowiadał o odwiedzonych miejscach, muzyce, przyjaźnie nastawionych ludziach. Magda niby go słuchała, ale czuła, że coś jest nie tak. Od rana była poddenerwowana, nie mogła znaleźć sobie ani miejsca, ani wygodnej pozycji do siedzenia. Nagle poczuła silny skurcz w dole brzucha, a po chwili rozlewającą się wilgoć. Złapała się za brzuch i jęknęła.
- Bartuś. Mamy problem, zaczęło się.
- Serio?! Nie ruszaj się. Dzwonię do Maćka, a potem wsiadamy w samochód i wiozę cię na porodówkę. Gdzie masz torbę?
- Stoi w sypialni – wysapała bo skurcze zaczynały jej dokuczać
Bartek drążącą ręką wybierał numer telefonu Maćka, nikt jednak się nie zgłaszał. Pobiegł do pokoju wskazanego przez przyszłą mamę, złapał torbę. Zostawił bagaż w przedpokoju i wrócił na taras po przyjaciółkę. Objął ją i wolno sprowadził do samochodu. Na szczęście udało mu się zaparkować blisko wejścia. Ruszyli. Ze względu na wczesną porę w mieście nie było dużego ruchu, do szpitala dotarli w kilkanaście minut. Bartek cały czas starał się połączyć z Maćkiem. Ten jednak nadal nie odbierał. Miał zaplanowane dość skomplikowane przypadki i nie chciał aby coś mu rozpraszało uwagę. Nie pomyślał, że jego syn zechce przyjść na świat akurat podczas jego zmiany. Magdę pielęgniarka posadziła na wózek i zawiozła do gabinetu przyjęć w celu wypełnienia dokumentacji i skierowana na oddział położniczy. Bartek został na korytarzu i w akcie desperacji wybrał numer rejestracji kliniki.
- Tomadent, słucham? – odezwał się damski głos po drugiej stronie
- Poproszę z doktorem Zarzyckim. To pilne.
- Niestety doktor nie może podejść, ma pacjenta. Proszę spróbować później.
- To nie może czekać. Sprawa priorytetowa.
- Przykro mi. Nic nie poradzę. Nie mogę odrywać doktora od pacjenta.
- Kobieto, żona doktora rodzi. Radzę poprosić go do telefonu – Bartka ponosiły emocje
Po drugiej stronie zapadła cisza. Dało się słyszeć odgłos odsuwanego krzesła, a potem kroki drewnianych chodaków na kafelkach.
- Nie mógł pan tak od razu mówić? Proszę chwilę poczekać – odezwała się recepcjonistka – zaraz podam doktorowi słuchawkę.
Zakryła dłonią słuchawkę, Bartek usłyszał pukanie i przytłumiony głos kobiety z rejestracji.
- Przepraszam panie doktorze, pilny telefon do pana. Myślę, że powinien pan odebrać.
Bartek usłyszał odgłos ściąganych lateksowych rękawiczek.
- Zarzycki. Słucham – odezwał się Maciek zniecierpliwionym tonem
- Cześć. Bartek z tej strony. Do prezydenta łatwiej się dodzwonić niż do ciebie – zażartował
- Co się dzieje? – w głosie doktora słychać było zaniepokojenie bo już zaczynało do niego docierać dlaczego przyjaciel dzwoni na telefon kliniki
- Właśnie przywiozłem Magdę do szpitala. Zaraz zawiozą ją na oddział.
- Co?! Już?! A ja mam pacjenta w znieczuleniu – wykrzyknął Maciek – Bartek, powiedz jej żeby wytrzymała do mojego przyjazdu. Skończę zabieg i przyjeżdżam.
- Dobra, przekażę. Ale to raczej syna proś żeby jeszcze poczekał. – zaśmiał się Bartek – jedź spokojnie. Ja tutaj czekam. Będę dzwonił.
- Dziękuję ci.
Maciek rozłączył się. Poprosił recepcjonistkę aby odwołała jego dzisiejsze i zaplanowane na kolejny dzień wizyty. Nie wiedział przecież jak długo będzie trwał poród. Szybko wrócił do gabinetu aby dokończyć zabieg. Po czterdziestu minutach anestezjolog zaczął wybudzać pacjenta, a Maciek pobiegł się przebrać i pognał do szpitala wojewódzkiego. Na korytarzu oddziału spotkał Bartka. Uścisnęli sobie ręce, wymienili kilka uwag. Przechodząca obok pielęgniarka zmierzyła ich dziwnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Może wzięła ich za męża i kochanka rodzącej. Żadnemu z mężczyzn nie chciało się tracić czasu na rozmyślanie o tym. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo i Bartek pojechał do domu.
Maciek znalazł Magdę w jednej z sal do porodów rodzinnych. Bujała się na dużej piłce, a jej mina wyrażała rozdrażnienie i zniecierpliwienie.
- Cześć kochanie – przywitał się – przepraszam, miałem pacjenta w narkozie i nie mogłem wcześniej przyjechać.
- Nie szkodzi. Michałek, jak widzisz, jednak się nie spieszy.
- Potrzeba ci czegoś? Wody? Może jesteś głodna?
- Nie. Nic mi nie trzeba. Chciałabym mieć już to za sobą.
- Boli? – Maciek nie lubił patrzeć jak jego żona cierpi z jakiegokolwiek powodu
- Nie, nie boli. Denerwuje mnie, że to tyle trwa. Nie spodziewałam się – jęknęła bo jej ciało przeszył silny skurcz. Maciek rzucił się aby podtrzymać żonę.
Ponieważ skurcze były coraz mocniejsze i występowały z dużą regularnością z pomocą położnej Magda przeniosła się na łóżko. Dyżurująca pielęgniarka zrobiła badanie KTG, zbadała wielkość rozwarcia.
- Już niedługo – uspokoiła Magdę – czy mąż ma zostać, czy ma poczekać na korytarzu
- Maciuś poczekaj na zewnątrz, dobrze? Nie gniewaj się, proszę – uścisnęła rękę męża. Nie rozmawiali wcześniej czy Maciek ma być obecny przy narodzinach synka, ale czekając na niego Magda zdała sobie sprawę, że nie chce aby był obecny na sali porodowej.
Chcąc, nie chcąc doktor Zarzycki wyszedł na korytarz i usiadł na stojącym pod ściana krześle. Drzwi do sali, gdzie leżała Magda były uchylone więc słyszał co się działo w środku. Wstał, odszedł na chwilę do korytarza prowadzącego do wyjścia z oddziału i zadzwonił do swojej mamy. Krótko poinformował Matyldę o sytuacji i poprosił o odebranie bliźniaków ze szkoły. Matka kazała mu skupić się na żonie, dzieciom nic nie będzie. Kiedy wrócił na swoje miejsce pod drzwiami jego uszu dobiegł głośny krzyk. W pierwszej chwili nie wiedział co to za dźwięk, ani skąd dochodzi. Po chwili dotarło do niego, że to krzyk dziecka. – Michał – pomyślał i nerwowo zaczął przestępować z nogi na nogę. Co raz pocierał dłonią twarz. Co prawda miał już dwójkę dzieci, ale nie przypominał sobie aby przy narodzinach bliźniaków towarzyszyły mu takie emocje. Może to chodziło nie o dzieci, a kobietę, która te dzieci rodzi? – zastanawiał się.
- Zapraszam pana – na korytarz wyszła położna i przywołała Maćka do siebie – gratuluję. Ma pan pięknego syna – powiedziała z uśmiechem, a on zaniemówił z wrażenia.- chce pan przeciąć pępowinę?
- A mogę?
- Oczywiście. To pana syn .
Maciek wszedł za pielęgniarką do sali porodowej. W emocjach nie zwrócił uwagi na Magdę, która z uśmiechem na niego patrzyła. Położna zacisnęła zacisk na pępowinie maluszka i podała doktorowi nożyczki. Maciek spojrzał na nie podejrzliwie.
- To nie będzie go bolało? – zapytał niepewnie
- Proszę mi wierzyć, mały nic nie poczuje – uspokoiła go kobieta
- Wie pani. Jestem dentystą. Na co dzień wykonuję różne zabiegi, daję ludziom znieczulenie jeśli proszą, ale żeby tak ciąć własne dziecko – przyznał z rozbrajającą szczerością
- Panie Maćku. Proszę się nie martwić, maluch naprawdę nic nie poczuje. No, dalej. Śmiało.
W końcu mężczyzna przemógł się i odciął pępowinę. Położna zważyła i zmierzyła chłopca, a następnie podała go pobladłemu z emocji ojcu. Mały, który wcześniej krzyczał wniebogłosy, w mocnych i ciepłych ramionach taty natychmiast się uspokoił. Ta cisza zaniepokoiła Magdę, która zaczęła wypytywać pielęgniarkę czy z dzieckiem wszystko w porządku.
- Spokojnie – uspokoiła ją – dziecko jest z tatą. Chyba mu dobrze u niego. Zaraz przyniosę pani synka.
- Dziękuję.
Po chwili do pokoju wszedł dumny Maciek z zawiniątkiem na rękach. Ze łzami w oczach podał synka Magdzie. Maluch nosem zaczął błądzić po ciele mamy oswajając się z jej zapachem. Usteczkami nadział się na brodawkę i zassał bezzębnymi dziąsłami. Wzruszona Magda pogłaskała synka po główce. A więc to już. Tyle na niego czekali i w końcu jest. Michał Zarzycki. Syn jej i Maćka. Jeszcze dwie godziny leżała na obserwacji na sali poporodowej zanim zostali przewiezieni na oddział, gdzie leżały inne mamy z noworodkami. Maciek, pojechał do domu. Towarzyszyły mu zupełnie inne emocje niż podczas narodzin bliźniaków. Jechał przez miasto nucąc pod nosem. Kiedy wszedł do mieszkania dopadły go obie babcie i bliźniaki, które nie mogły doczekać się narodzin brata. Usiadł przy stole. Matylda postawiła przed nim talerz z naleśnikami i odrobinę wina w kieliszku dla uspokojenia emocji. Opowiedział przebieg całego dnia od chwili jak Bartek nie mógł się do niego dodzwonić, aż do wyjścia ze szpitala. Pokazywał zdjęcia, jakie zrobił maluszkowi. Dzieci chciały natychmiast jechać do szpitala, ale obiecał, że po kolacji jeśli Magda nie będzie spała zadzwonią do niej. Z perspektywą takiej obietnicy Kacper i Klara bez protestów pościelili łóżka, umyli się, zjedli kolację i przygotowali tornistry na kolejny dzień szkoły. Maciek najpierw sam zadzwonił do Magdy, a następnie przekazał słuchawkę rozemocjonowanym bliźniakom.
Magda została wypisana ze szpitala po kilku dniach. W przystrojonym w niebieskie balony mieszkaniu czekał na małego chłopczyka obie babcie, siostra i brat. Magda weszła pierwsza i od razu przykucnęła aby przywitać się ze starszymi dziećmi. Oboje z Maćkiem wiedzieli, że pod żadnym pozorem bliźniaki nie mogą poczuć się odstawione na boczny tor. Trzeba będzie im poświęcić równie dużo czasu co najmłodszemu członkowi rodziny. Oboje zgodnie zdecydowali, że jeśli tylko Klara i Kacper będą chcieli to zostaną zaangażowani do pomocy przy Michałku. Mogą podawać kaftaniki, pieluszki czy pchać wózek na spacerze. Magda utuliła każde z dzieci dając im jasno do zrozumienia, że bardzo za nimi tęskniła. Maciek delikatnie odsłonił kocyk i pozwolił aby bliźniaki przywitały się z bratem. Po chwili zachwytów chłopczyk został ułożony w swoim łóżeczku, na chwile otworzył oczy i zasnął.
Matylda i Adrianna przygotowały obiad, po którym zostawiły rodziców i dzieci samych. Zaznaczyły jednak, że gdyby była potrzebna ich pomoc to one zawsze chętnie przyjadą. Maciek zszedł do sklepu po zakupy, a kiedy wrócił zastał obrazek, który go bardzo wzruszył. Magda siedziała w fotelu i karmiła Michała, a na łóżku usiadła Klara z Kacprem i opowiadali wydarzenia ostatnich kilku dni. Cała trójka śmiała się i żartowała. Rozpakował torby i położył się bokiem za plecami starszych dzieci. Poczuł się kompletny, teraz wszystko było na swoim miejscu.

 

lzejsza-ja   
maj 22 2023 Rozdział 2
Komentarze (0)

Na lotnisku, w kolejce do odprawy bezpieczeństwa Maciek przez chwilę zwątpił czy ta wycieczka to był dobry pomysł. Jego świeżo poślubiona żona bała się utraty gruntu pod nogami, o czym wiedział od pierwszych dni kiedy się poznali. Ponadto teraz była w ciąży i mężczyzna zastanawiał się czy warto narażać ją na dodatkowy stres. Stało się jednak. Bilety zostały kupione, hotel zarezerwowany, przed chwilą, podczas odprawy bagażowej, nadali walizki. Przepuścił Magdę przodem, starał się dodać jej otuchy przypominając o uspokajaniu oddechu. Wyczuwał napięcie kobiety, rozluźniła się dopiero po kilku minutach kiedy usiedli na plastikowych krzesełkach w hali odlotów. Mieli przed sobą ponad godzinę czekania na start. Magda wyjęła gazetę i starała się skupić na artykule, który zaczęła czytać jeszcze w domu. Maciek wiedział jednak, ze jej spokój jest pozorny, a w środku cała się trzęsie. Znał już jednak Magdę na tyle, że wiedział, że w tej chwili trzeba ją zostawić samą. W końcu bramki zostały otwarte i można było wejść na pokład maszyny. Drżącymi rękami Magda zapięła pasy i oparła głowę o zagłówek fotela. Fotele niskobudżetowej linii lotniczej nie były najwygodniejsze, ale po kilku godzinach miała ich czekać nagroda w postaci kilku ndi spędzonych wśród palm i szumu oceanu. Samolot na Wyspy Kanaryjskie wystartował bez opóźnień. Dla Magdy podróż była do zniesienia dzięki Maćkowi, który zagadywał żonę na każdy temat, jaki tylko wpadł mu do głowy.
- Może powinniśmy pomyśleć o zmianie mieszkania? – zadał pytanie, które od jakiegoś czasu go nurtowało
Magda spojrzała na niego zdziwiona.
- Dlaczego? Wiem, że to twoje mieszkanie, ale nie wydaje mi się aby przeprowadzka była konieczna. Chyba, że masz inne zdanie.
- Po pierwsze to nasze mieszkanie. Po drugie, nie będzie nam ciasno jak mały podrośnie?
- Maciek, przecież gabinet można zamienić na pokój Michałka. Kupimy dwa regały na książki, można je postawić w sypialni albo w salonie. Przecież ja nie potrzebuję dużo miejsca. Biurko jest na tyle małe, że zmieści się w sypialni – Magda popatrzyła przez okienko na promienie słońca przebijające się między gęstymi, puszystymi, chmurami.
- Widzę, że ty masz już wszystko przemyślane – Maciek pocałował żonę w rękę – dobrze, po powrocie zajmę się wszystkim. Wybierzemy regały takie, jaki ci się podobają i meble do pokoju Michała.
- Przy okazji możemy pomyśleć o małych zmianach w pokojach Klary i Kacpra. Oni rosną i wydaje mi się, że mogliby mieć już trochę bardziej dorosłe pokoje.
- Ty myślisz o wszystkim. W takim razie postanowione. Zostajemy na Marynarskiej i robimy remont.
- Jestem przekonana, że dzieciaki się ucieszą.
Pogoda na wyspie była zupełnie odmienna od tej, jaką zostawili w Polsce. Tutaj świeciło słońce, szeleściły liście palm, szumiał ocean. Maciek wybrał hotel znanej sieci. Położony nad samym morzem zachwycał architekturą i mimo, że bryła budynku była olbrzymia wnętrze sprawiało wrażenie kameralnego. Magdzie wystarczyłby wynajęty apartament gdzieś w mieście, ale doceniła gest męża. Ich pokój znajdował się na ostatnim piętrze, okna wychodziły na plażę i ocean Atlantycki. Nad nimi był już tylko taras widokowy z leżakami i basenem typu infinity. Doktor Zarzycki zadbał o to aby na ich przyjazd w pokoju znalazł się kosz owoców i butelka bezalkoholowego wina musującego. Wykupił noclegi ze śniadaniami planując jak najwięcej zwiedzać i kosztować specjałów kanaryjskiej kuchni w lokalnych restauracjach. Zachwyt Magdy powiedział mu, że dobrze zrobił decydując się na taki wariant wypoczynku. Pierwszy dzień spędzili spacerując po hotelowych ogrodach i pobliskiej plaży. Kolację zjedli na tarasie hotelowej restauracji. Magda była czwartym miesiącu ciąży i mimo, że czuła się dobrze to Maciek nie chciał jej za bardzo męczyć. Spacerowali więc po ciepłym piasku i wąskimi uliczkami miasteczka łapiąc promienie słońca i energię, jaka będzie im potrzebna w kolejnych miesiącach. Kiedy byli zmęczeni siadali na plaży lub pod parasolem, przy stoliku wystawionym przed jedną z licznych kawiarni.
- Mogłabym tu zamieszkać – westchnęła Magda któregoś razu, kiedy usiedli na plaży aby chwilę odpocząć. Maciek siedział za nią i obejmował ją ramionami. Wdychał zapach jej włosów, delikatnie muskając je ustami.
- W takim razie na emeryturze się tu przeprowadzimy – powiedział pół żartem pół serio. Musiał przyznać, że klimat wyspy jemu też odpowiada.
- I co będziemy tu robić? – zaśmiała się Magda
- Kupimy domek w jakiejś niewielkiej mieścinie. Ty możesz układać przepisy z lokalnych produktów, a ja w jednym z pokoi otworzę mały gabinet – zaśmiał się
- Brzmi kusząco – rozmarzyła się – do emerytury niestety jeszcze trochę nam zostało
- Jest na co czekać – mrugnął okiem i podał żonie rękę aby pomóc jej wstać z piasku
Objęci poszli na obiad. Magda od momentu przyjazdu na wyspę zajadała się ziemniakami z zielonym, ziołowym sosem mojo verde. Mogła nie jeść nic innego. Na deser zazwyczaj zamawiali lody albo gęsty, owocowy koktajl. Kolejnego dnia pobytu wypożyczyli samochód i pojechali do Parku Narodowego Teide. Dzięki wybudowanej kolejce gondolowej mogli bez problemu dostać się na sam szczyt góry i podziwiać roztaczający się dookoła widok. Wykorzystując wynajęte auto zwiedzali mniejsze i większe miasteczka starając się jednak unikać dużych skupisk turystów. Na jednym z lokalnych targowisk kupili prezenty dla najbliższych. Wybrali przyprawy i miody w niespotykanych w Polsce smakach. Dla dzieci zamierzali przywieść suszone owoce i kanaryjskie słodycze.
Magda denerwowała się faktem, że nic nie dała Maćkowi w prezencie ślubnym. Tłumaczyła to sobie, że nie chciała kupować nic na siłę komuś, kto w zasadzie ma wszystko. Nie spodziewała się jednak, że on zabierze ją w taką romantyczną, poślubną podróż. Pod pretekstem skorzystania z toalety zostawiła męża w jednej z tawern i poszła do sklepiku z biżuterią, który widziała podczas spaceru. Weszła do klimatyzowanego wnętrza rozglądając się dookoła. Wyjaśniła starszej sprzedawczyni czego szuka, a ta po chwili zaproponowała kilka rzeczy. Odrzuciła grawerowane breloczki do kluczy, bransoletki z drewnianych koralików, takie już Maciek miał. Zaraz po tym, jak przyjęła jego oświadczyny założył na nadgarstek trzecią z wyrytą na jednym drewienku literą M. Po namyśle Magda wybrała męski naszyjnik z drewnianych koralików aby tworzył z bransoletkami komplet. Wiedziała, że to będzie pasować do stylu męża i tylko podkreśli jego urodę. Nie wiedziała czy sama na siebie nie kręci bicza tym zakupem. Podbijanie na własne życzenie męskości ukochanego wiązało się ryzykiem ale postanowiła je podjąć.
Maciek był zachwycony. Od razu założył otrzymany prezent na szyję i nosił go z dumnie podniesioną głową. Kolejny raz musiała przyznać, że takie gadżety pasują do tego postawnego, barczystego mężczyzny i nadają mu trochę dzikiego, nieokiełznanego charakteru.
Kilka dni pobytu na Teneryfie minęło bardzo szybko. Ani się obejrzeli, a trzeba było wracać do styczniowych, polskich, temperatur. Niezwłocznie po powrocie, wraz z Klarą i Kacprem zatonęli w czasopismach o urządzaniu wnętrz i katalogach firm meblowych. Wszyscy chcieli jak najszybciej wcielić powzięte plany w życie.

lzejsza-ja   
maj 19 2023 Rozdział 1
Komentarze (0)

Ślub Magdy i Maćka odbył się w rocznicę ich pierwszej randki. Nie chcieli i nie planowali wielkiego wesela. Uroczystość zaślubin odbyła się w Pałacu Ślubów w obecności najbliższej rodziny i przyjaciół. Maciek na tę okoliczność wybrał jasny garnitur w ciemną kratę. Chciał aby jeszcze kiedyś mógł go założyć. Magda nie chciała zakładać typowej ślubnej sukni. Nie lubiła sukienek. Najbezpieczniej i najwygodniej czuła się w spodniach. Na swój ślub wybrała biały kombinezon, który ładnie podkreślał już delikatnie zaokrąglony, ciążowy, brzuszek. Jej długie, czarne włosy fryzjerka spięła w gruby warkocz z boku głowy wplatając w niego kilka białych różyczek.
Państwo młodzi nie mogli zapomnieć o odpowiednim ubraniu dla bliźniaków. Oni też musieli wyglądać elegancko odpowiednio do uroczystości. Podzielili się zadaniem i Klara poszła wybierać sukienkę z Magdą i jej świadkową Kamilą. Klara bardzo polubiła Kamilę. Zresztą z wzajemnością i choć zazwyczaj wolała na zakupy chodzić tylko ze swoją macoszką, jak nazywała czasem Magdę, tym razem z radością przyjęła wiadomość, że będzie im towarzyszyć ciocia. Dziewczyny szybko uporały się z zadaniem. Kiedy Klara w jednym ze sklepów z wizytowymi sukienkami wypatrzyła kremową, rozłożystą suknię godną prawdziwej księżniczki nie chciała żadnej innej. Sukienka była uszyta na halce z kilku warstw tiulu, gorset wyszywany był cekinami, a rękawek sięgający łokcia doskonale nadawał się na zimowe przyjęcie. Do kompletu udało się dobrać bolerko i buty. Dziewczynka była wniebowzięta. Z dumą niosła firmową torbę. Aby uczcić udane zakupy dziewczyny poszły do kawiarni, aby rozgrzać się zimową herbatą i zjeść pyszne ciastko.
Kacper na poszukiwania właściwego stroju wyruszył z Maćkiem i Tomkiem, który miał być świadkiem pana młodego. O ile tata i wujek mieli stroje już wybrane i garnitury wisiały w szafach, o tyle chłopiec nie mógł się zdecydować czy woli garnitur czy eleganckie spodnie z białą koszulą i kamizelką. Po odwiedzeniu kilku sklepów zdecydowali się na zakup garnituru z kamizelką i chłopięcą muszką. Maciek odpuścił w kwestii butów. Nie naciskał aby syn założył lakierowane półbuty, które mogłyby być niewygodne. W jednym ze sklepów obuwniczych wybrali czarne półbuty, które doskonale sprawdzą się również po uroczystości.
W dniu ślubu od rana świeciło słońce, a śnieg, który spadł w nocy dodawał bajkowej aury. Fryzjerkę i makijażystkę Magda zamówiła do domu. Obie specjalistki zjawiły się punktualnie i uczesały zarówno pannę młodą i jej przyszywaną córkę. Kiedy Klara zobaczyła fryzurę Magdy zapragnęła mieć taką samą. Z zachwytem obserwowała w lustrze jak fryzjerka sprawnie zaplata jej włosy i wplata w nie pojedynczy kwiat jasnej róży. Maciek z synem szykowali się w drugim pokoju. Mimo wyjątkowości dnia ani Magda, ani Maciej nie chcieli aby w przygotowaniach towarzyszyli im świadkowie, nie chcieli też pomocy mam. Wyszli z założenia, że nie potrzebują dodatkowych osób, które mogłyby wprowadzić niepotrzebne zamieszanie. Zdecydowali, że sami, własnym samochodem, z dziećmi pojadą do urzędu. Na maskę terenówki przyczepili symboliczną wiązankę. Tyle im wystarczyło. To miał być ich dzień, wszystko miało odbyć się tak, jak zaplanowali. Spokojnie, bez pośpiechu. Byli siebie pewni, pewni decyzji jaką podjęli.
Kiedy umalowana i uczesana Magda z Klarą trzymającą ją za rękę wyszła z sypialni Maćkowi zaszkliły się oczy. Musiał szybko mrugać bo pod powiekami poczuł zbierające się łzy wzruszenia. Skromny kombinezon podkreślał subtelność kobiety i uwydatniał to, co było w niej najpiękniejsze. W tej chwili dla Maćka najpiękniejszy był brzuch Magdy, w którym rósł ich syn. I jeszcze jej oczy, w których dojrzał wszystkie najpiękniejsze uczucia. W oczach żadnej, innej, kobiety nie widział takiej miłości, oddania i pewności z tego, że chce z nim być. Nie chcąc rozmazać perfekcyjnego makijażu tylko delikatnie ją przytulił, wzruszenie odbierało mu głos więc tylko w ten sposób mógł wyrazić to, co czuje. Podał swojej wybrance wiązankę, sam wziął do ręki pudełeczko z obrączkami i wraz z dziećmi zeszli do samochodu. Cały czas uśmiechali się do siebie, mimo wzruszenia nucili piosenki z radia. Dzieci chyba również wyczuwały podniosłość chwili bo były dziwnie milczące.
Maciek zaparkował naprzeciwko wejścia do urzędu stanu cywilnego. Goście już na nich czekali. Wzruszone mamy uściskały swoje dzieci i wnuki. W ich towarzystwie weszli do elegancko zdobionego budynku. W sali ślubów czekali już pozostali zaproszeni goście i świadkowie. Ze ściśniętym gardłem wypowiadali słowa przysięgi, wymienili podane przez dzieci obrączki. Dla urzędniczki byli zapewne parą z dziećmi i długim stażem, która zapragnęła zalegalizować związek, a nie zakochanymi, którzy poznali się zaledwie rok wcześniej. Po uroczystości zaślubin, symbolicznej lampce szampana i życzeniach od gości udali się do sali w wynajętej na ten dzień restauracji. Wybór miejsca przyjęcia weselnego też nie był przypadkowy. Zdecydowali się na niewielki lokal w parku, gdzie po raz pierwszy zjedli wspólny obiad po spacerze na którym Magda poznała Klarę i Kacpra. Na ten wyjątkowy dzień sala została przystrojona białymi balonami i kwiatami. Przyjęcie było bardzo kameralne, oprawę muzyczną zapewnił wynajęty didżej. Nikt nie zakładał zabawy do białego rana, ale tańce były zawsze mile widziane.
Po obiedzie didżej nie odpuścił i państwo Zarzyccy musieli zatańczyć swój pierwszy jako małżeństwo taniec. Wybrali piosenkę Island in the stream Dolly Parton. Nie był to typy utwór, jaki nowożeńcy wybierają na pierwszy taniec, ale oni nie byli typowym małżeństwem. Przynajmniej nie myśleli o sobie w ten sposób. Kiedy młodzi wrócili do stołu rozpoczęły się toasty.
- Zanim oddam głos świadkowi – pierwszy podniósł się Jędrzej – chciałem tylko powiedzieć, że rok temu nikt z nas się chyba nie spodziewał jak potoczy się historia tych dwojga – to mówiąc wskazał na Magdę i Maćka – pomysł tamtego wyjazdu to była najlepsza rzecz na jaką mogłem wpaść, że tak nieskromnie powiem. Dla mnie jesteście przykładem na to, że miłość może dopaść każdego w każdym wieku. Wasze zdrowie, kochajcie się tak nadal.
Wzruszona Magda posłała w stronę przyjaciela całusa. Nadeszła kolej Tomasza, jako świadka aby coś powiedzieć. Mężczyzna wstał i odchrząknął nieco stremowany.
- Magdo, Maćku. Nie wiem co mógłbym dodać do tego co już zostało powiedziane. Jesteście wspaniali i zasługujecie na siebie i na szczęście. Niech wam się wiedzie.
Maciek mocno uściskał przyjaciela, po czym sam przełknął ślinę i zaczął mówić patrząc na swoją żonę.
- Magdo, będę mówił przede wszystkim do ciebie. Chciałem ci podziękować, że podjęłaś ryzyko i zdecydowałaś się ze mną, a właściwie z nami związać – to mówiąc wskazał na dzieci - nie zdajesz sobie sprawy ile wniosłaś swoją obecnością do naszego życia – spojrzał na swoją wybrankę – Tomasz i Jędrzej już o tym wspomnieli. Rok temu nie spodziewałem się jak spontaniczna decyzja o wyjeździe się zakończy. Dzięki Bogu to szczęśliwe zakończenie. Chciałem również podziękować wszystkim, którzy nam kibicowali przez ten czas. Za kilka miesięcy przywitamy na świecie naszego synka. Myślałem, że takie historie się nie zdarzają, a jak widać życie pisze niespodziewane i najlepsze scenariusze. Obiecuję ci kochanie, wspierać cię, pomagać i zrobię wszystko abyś była szczęśliwa – zakończył bo głos zaczął mu się łamać. Magda wstała i pocałowała męża. W jej oczach wyczytał wszystko. Ukradkiem ocierała łzy. Po toastach zabawa rozpoczęła się na dobre. Didżej zaczął grać taneczne kawałki. Mimo, że na co dzień nie słuchali takiego typu muzyki to tym razem dali się ponieść rytmom piosenki Jeden taniec, jedna noc. Goście utworzyli wokół młodych kółko a oni wirowali w tańcu. W pewnym momencie Magda podeszła do Klary i Kacpra stojących przy babciach, wzięła dzieci na ręce i poprowadziła do Maćka. Utworzyli małe kuleczko i kręcili się wokoło. Maciek wziął Klarę na ręce nie mogąc sobie odmówić tańca z córką, Magda z racji swojego stanu nie mogła podnieść Kacperka, ale to im w niczym nie przeszkadzało. Zwłaszcza, że okazało się, że dzieci doskonale znają słowa piosenki z przedszkolnego balu karnawałowego.
Wesele trwało do późnego wieczora. Około dwudziestej drugiej goście powoli zaczęli się rozchodzić. Zarzyccy również zapakowali śpiące dzieci do samochodu i pojechali do domu. Maciek zaniósł bliźniaki po kolei od razu do łóżek. Kolejnego dnia miała przyjść do nich jego mama, a pewnie i matka Magdy dojedzie aby zostać z dziećmi. Oni, o czym Magda jeszcze nie wiedziała, wylatywali w podróż poślubną. W prezencie dla żony wykupił im tygodniowy pobyt na Teneryfie.
Zasnęli wtuleni w siebie. Maciek wciąż ją obejmował, kiedy Magda obudziła się nad ranem. Zobaczyła jak mąż ogląda swoją rękę, na której lśniła obrączka z białego złota.
- Żałujesz? – zapytała z uśmiechem – zastanawiasz się, co najlepszego zrobiłeś?
- Żałuję – powiedział z powagą – ale tego, że tak późno cię poznałem. I wiem, że zrobiłem to, co najlepsze. Masz inne zdanie? – podniósł brwi
- Nie. Myślę dokładnie tak samo.
- I tego się trzymajmy żono. A teraz, nie chciałbym być okrutny, ale musimy wstać i się spakować. Obie babcie pewnie niedługo przyjadą.
- Pakować? A dokąd jedziemy?
- Nie mówiłem ci? – udał zaskoczenie – lecimy na Teneryfę. Taka krótka podróż poślubna.
- Żartujesz?! Teraz mi to mówisz? Przecież ja się nie przygotowałam, nie byłam na zakupach.
- Nie przesadzaj. Jak czegoś nie będziesz miała to kupimy na miejscu. No, wstawaj. Samolot nie będzie czekał.

 

 

lzejsza-ja