Najnowsze wpisy, strona 3


cze 28 2023 Rozdział 29
Komentarze (0)

Magda odebrała Michała z przedszkola, zrobiła drobne zakupy i korzystając z ładnej pogody postanowiła wrócić przez park, gdzie zatrzymała się na kilka minut na placu zabaw. Kiedy synek z radosnym uśmiechem wchodził na zjeżdżalnię poczuła jak przechodzi ją dziwny dreszcz. Nerwowo rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła nic podejrzanego. Poczekała jeszcze chwilę, zawołała Michała i ruszyła w stronę domu. Uczucie niepokoju minęło dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi mieszkania. Od kilku dni miała wrażenie,, że ktoś ją obserwuje. Nie mówiła nic Maćkowi. Nie miała dowodów, nic dziwnego się nie wydarzyło. Niepokój zrzuciła na zmęczenie.
Odprowadzając kolejnego pacjenta po zakończonej wizycie Maciej spojrzał na zegarek. Zostały mu dwie godziny do końca zmiany. Przelotnie popatrzył na czekających w poczekalni ludzi. Recepcjonistka podała mu przypiętą do podkładki kartę. Nie kojarzył nazwiska, to musiała być nowa pacjentka.
- Pani Malicka, zapraszam – uśmiechnął się podając kobiecie rękę, a następnie puszczając ją przed sobą.
W gabinecie wskazał fotel, a sam usiadł przy biurku uzupełniając w komputerze dane pacjentki.
- Słucham. Co się dzieje? – zapytał odwracając się na fotelu z pokrzepiającym uśmiechem
- Naprawdę mnie nie poznajesz? – zapytała kobieta siadając bokiem na fotelu dentystycznym
Maciej podniósł okulary i przyjrzał się nieznajomej. Było w niej coś znajomego, jednak nie potrafił określić co. Spojrzał na nią jeszcze raz, potem na kartę, którą miał przed sobą.
- Beata? – spytał niedowierzając
- Bingo – uśmiechnęła się szeroko
- Co tu robisz? – zapytał kiedy otrząsnął się z pierwszego zaskoczenia – nie przyjechałaś chyba po plombę.
- Nie. Chciałam sprawdzić co u ciebie, co u dzieci.
- Nie wierzę – zaśmiał się gorzko – Niezły masz tupet przychodząc tu po czternastu latach i pytając co u nas.– Maciek musiał mocno nad sobą panować żeby nie podnieść głosu. Zdał sobie jednak sprawę, że tak łatwo się jej nie pozbędzie – Dobrze. Nie mam ci wiele do powiedzenia, ale kończę o piętnastej. Po drugiej stronie ulicy jest palarnia kawy. Możemy się tam spotkać.
- Będę czekać – uśmiechnęła się promiennie i wyszła z gabinetu.
Doktor westchnął, do plastikowego kubeczka nalał sobie wody i wypił jednym haustem. Ciężko było mu się skupić, czynności wykonywał rutynowo. Kiedy skończył zmianę czuł się bardzo zmęczony. Narzucił na siebie kurtkę i nie zapinając jej przeszedł szybkim krokiem przez ulicę. W lokalu dopadł go zapach świeżo mielonej kawy. Zamówił dla siebie podwójne espresso i wzrokiem poszukał Beaty. Siedziała przy stoliku pod ścianą i sączyła drinka z wysokiej szklanki. Kurtkę odwiesił na oparcie krzesła, usiadł opierając się wygodnie i czekał aż zacznie mówić.
- Ładna klinika, nieźle się urządziłeś. Z małego gabinetu rozwinęliście całą przychodnię. Gratulacje. Ty też dobrze wyglądasz.
- Dziękuję, nie narzekam.
- Widziałam twoją żonę i synka. Śliczna kobieta, a chłopiec to skóra zdjęta z ciebie – uśmiechnęła się blado
- Gdzie ich widziałaś? Śledziłaś Magdę? Dlaczego?
- W parku. Szliście we trójkę. Byłeś tak w nich wpatrzony, na mnie nigdy tak nie patrzyłeś – w jej głosie pobrzmiewała nuta żalu.
- To chciałaś powiedzieć czy jest coś jeszcze? – doktor zaczął się irytować
- Chciałam zobaczyć Kacpra i Klarę, ale się nie udało.
- Mam uwierzyć, że po tylu latach obudziły się w tobie instynkty macierzyńskie?
- Po prostu zaczęłam się zastanawiać co u nich słychać, jak bardzo wyrosły – głos kobiety zadrżał.
- Beata – Maciek nachylił się nad stolikiem i popatrzył prosto w oczy byłej partnerki – mam ci przypomnieć, jak odeszłaś od nas zostawiając tylko krótki liścik. Bez żadnych wyjaśnień, nie pamiętasz jak nie odbierałaś telefonów? Pamiętasz ile miesięcy miały wtedy bliźniaki? Zapomniałaś o tym wszystkim, że przez tyle lat nie zainteresowałaś się dziećmi? – w tej chwili zadzwonił telefon, Maciek wyjął aparat z kieszeni kurtki. Spojrzał na wyświetlacz i od razu się uśmiechnął.
- To ona? Twoja żona? – zapytała Beata, kiedy się rozłączył – musicie być szczęśliwi. Widać to w twoich oczach i głosie.
- Tak, miałem szczęście, że spotkałem Magdę na swojej drodze. Ale ty zostaw ją w spokoju. Nie masz prawa za nią chodzić. Za mną też nie. A jeśli chodzi o bliźniaki to beze mnie nic nie zrobisz. Nie zapominaj, że zrzekłaś się praw rodzicielskich.
- Pamiętam. Niestety pamiętam – wbiła wzrok w stolik
Maciek, który mimo żalu jaki żywił do Beaty, był wrażliwym i dobrym człowiekiem, wypuścił głośno powietrze.
- Powiedz mi po co przyjechałaś i czego oczekujesz? Chcesz się spotkać z bliźniakami?
- Nie wiem. Chciałabym ich zobaczyć chociaż z daleka. Wiem, że to ty będziesz decydował.
- Nie, Klara i Kacper zdecydują. Porozmawiam z nimi, ale nie obiecuj sobie zbyt wiele.
- Dziękuję.
- Nie mnie dziękuj. To Magda zrobiła bardzo dużo żeby dzieciaki nie myślały o tobie źle.
- Naprawdę? – kobieta podniosła wzrok na Maćka
- Tak. To ją po raz pierwszy wprost zapytały czemu mama odeszła. Wiesz co im odpowiedziała? Powiedziała, że mama na pewno ich kochała, ale bała się, że nie będzie umiała ich kochać i opiekować się nimi tak, jak na to zasługują.
- To musi być bardzo dobra osoba. Długo się znacie?
- Pięć lat. Nie wiem czemu ja ci to wszystko mówię – Maciej upił łyk kawy i pokręcił głową
- Chciałabym ich tylko zobaczyć
- Spróbuję, ale nic nie obiecuję. Tu jest moja wizytówka. Zadzwoń za jakiś czas. Powiem ci czy coś udało się załatwić – wstał od stolika i nie odwracając się wyszedł z kawiarni.
Spokój ogarnął go dopiero kiedy przekroczył próg mieszkania. Michał jadł kisiel z tartym jabłkiem i przegryzał go okrągłymi biszkoptami, Magda siedziała obok niego, przeglądała gazetę i gryzła ziarna słonecznika. Potarmosił jasne włosy synka, pocałował Magdę.
- Hej. Coś się stało? – odwróciła głowę nie wstając od stołu – ciężki dzień?
- Ciężki – westchnął – jak wrócą starszaki, pójdziemy się przejść dobrze? Musimy porozmawiać.
- Oj, to nie wróży nic dobrego. Zabrzmiało poważnie.
- Nie bój się. To nic strasznego. Po prostu nie chcę o tym mówić w domu.

lzejsza-ja   
cze 27 2023 Rozdział 28
Komentarze (0)

Konrad Wasilewski nie należał do ludzi, którzy szybko się poddają. Nie zrażony odmowami Dagmary tak długo wystawał, po zakończeniu pracy, przed wejściem do biurowca, w którym pracowała, aż zgodziła się z nim spotkać.
Zarezerwował stolik w meksykańskiej restauracji i z niecierpliwością oczekiwał piątkowego wieczoru. Był ciekawy co się u niej wydarzyło przez ostatnie kilkanaście lat. Nie zauważył na jej ręce obrączki, ale to o niczym nie świadczyło. Nie liczył, że z ich spotkania wyniknie coś poważnego, ale przynajmniej postara się aby Dagmara wybaczyła mu to jak się wobec niej kiedyś zachował. Bardziej niż zwykle przyłożył się do wyboru odpowiedniego stroju. Nie chciał wyglądać bardzo formalnie dlatego zrezygnował z krawata, postawił na czarne jeansowe spodnie i czarną koszulę.
Do Dagmary w piątkowe popołudnie przyjechała Kamila z Magdą. Dziewczyny zdecydowały, że tak, jak przed pierwszą randką z Maćkiem, Kamila przyjechała do Magdy aby pomóc jej wybrać odpowiedni strój, tak teraz muszą pomóc Dagmarze.
- Kochana, ja mam szczęśliwą rękę. Pomogłam Magdzie i zobacz jak to się skończyło – śmiała się Kama. Dagmara zgromiła ją wzrokiem, ale posłusznie usiadła w fotelu i pozwoliła koleżankom otworzyć szafę
- Ty się nie śmiej, Madzia też tak na mnie patrzyła – nie przestawała paplać Kama - powiedziałam wtedy, że powinna wyglądać tak, żeby doktorek od razu zapragnął mieć z nią dzieci. I co? – popatrzyła za siebie z triumfem w oczach - miałam rację. Rok później byli już po ślubie, a po kilku miesiącach urodził się Michał. Ma się tę szczęśliwą rękę – Kamila przerzucała wieszaki w garderobie Dagmary.
Magda złapała się za głowę. Rzeczywiście było tak, jak mówiła Kamila. Teraz wydało jej się to bardzo odległą przeszłością.
- O której Konrad ma po ciebie przyjechać? – zapytała kiedy Dagmara wróciła do pokoju niosąc na tacy filiżanki z kawą i talerz z kruchymi ciasteczkami.
- O dziewiętnastej.
Magda z Kamilą jednocześnie zerknęły na swoje zegarki. Miały jeszcze trochę czasu. Po przymierzeniu kilku zestawów Dagmara została ubrana w rozkloszowaną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni. Kiedy umalowana, wyperfumowana czekała na przyjazd Konrada dopadły ją wątpliwości czy postępuje właściwie spotykając się z byłym chłopakiem.
- Dziewczyny, czy ja dobrze robię? Co powie Piotrek kiedy dowie się, że wyszłam na randkę? - jęknęła
- A co ma powiedzieć? – Magda gryzła kolejne ciastko – dla niego teraz jest najważniejsza gra z Kacprem i zdobywanie kolejnych misji
- Powie żebyś się dobrze bawiła – dodała Kamila – przecież to już duży chłopak. Za chwilę wyprowadzi się z domu, a ty zostaniesz tu sama. Baw się póki masz siły. Piotrek przez tyle lat widział cię smutną, że, jestem przekonana, ucieszy się kiedy zobaczy cię uśmiechniętą. Poza tym musisz w końcu pomyśleć o sobie.
Dagmara i Magda nie mogły się z przyjaciółką nie zgodzić. Ani się obejrzały a rozległ się dzwonek do drzwi. Dagmara głośno odetchnęła, a kiedy wstała poczuła jak drżą jej nogi, a serce zaczyna mocniej uderzać. Koleżanki popchnęły ją lekko w stronę drzwi. Stanęły za plecami przyjaciółki kiedy ta otwierała drzwi wejściowe. Kiedy Konrad zobaczył trzy kobiety wpatrujące się w niego starał się nie dać po sobie poznać, że nie czuje się komfortowo lustrowany wzrokiem przez wpatrujące się w niego trzy pary oczu. Dagmara przedstawiła koleżanki, które szybko się pożegnały życząc udanego wieczoru, a kiedy były na schodach pokazały Dagmarze podniesione kciuki, Tego Konrad już nie widział. Poczekał aż Dagmara zamknie drzwi, podał jej ramię kiedy schodzili po schodach. Następnie, co było dla kobiety nowością, pomógł wejść do samochodu. Biorąc pod uwagę wysokie obcasy, które miała na nogach i niskie zawieszenie samochodu zajęcie miejsca mogło sprawiać pewien kłopot.
Zarezerwowany stolik położony był tuż przy oknie wychodzącym na ulicę. Na drewnianym blacie leżały podkładki w meksykańskie wzory i stały miseczki z przystawkami. Nad głowami gości wisiała okrągła, rzucająca przytłumione światło, kolorowa lampa. Kelner, który przyniósł karty dań rozlał do kieliszków zaproponowane wino.
- Za spotkanie po latach – Konrad podniósł swój kieliszek
- Za spotkanie – odpowiedziała Dagmara
- Powiedz co u ciebie słychać? – zaczął mężczyzna – wiem już gdzie pracujesz. Podoba ci się tam?
- Tak, najbardziej atmosfera i ludzie. Na szefów też nie mogę narzekać. A tobie gratuluję – poczuła się w obowiązku nawiązać do objęcia przez Konrada nowego stanowiska – ciężko było wrócić do Polski po tylu latach?
- Nie było trudno – odpadł zamyślony – właściwie to tylko przyspieszyło moją decyzję o powrocie. A powiedz – nachylił się do swojej towarzyszki – jak ci się układa prywatnie?
Dagmara zamarła słysząc pytanie. Przez ułamek sekundy zastanawiała się co powinna odpowiedzieć.
- Chwilowo nijak. Niedawno się rozwiodłam – spuściła wzrok na kieliszek
- Przykro mi – powiedział, ale nie zabrzmiało to szczerze
- A mi nie – odparła zamyślona i ze zdumieniem zauważyła jak na twarz Konrada wypełza ledwie dostrzegalny uśmiech – jedyne, co dobrego mi zostało to syn. Piotrek niedługo skończy czternaście lat.
– Wypijmy wobec tego za nowe początki. Dla ciebie za początek nowego życia, dla mnie za początek nowego rozdziału kariery – dodał widząc jej pytające spojrzenie. Stuknęli się kieliszkami.
Kiedy otrzymali zamówione potrawy Konrad przyjrzał się swojej towarzyszce.
- Dagmara, przepraszam cię – zaczął, a kiedy pochwycił jej spojrzenie kontynuował – za to, co się wydarzyło na studiach. Chciałem to wyjaśnić, bo czuję, że to co było wisi nad nami.
- Nie uważasz, że trochę późno na przeprosimy? – nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania
- Mam nadzieję, że nie jest za późno. Kiedy ty wróciłaś z Wilna, ja wyjechałem do Szwajcarii na praktyki. Potem dowiedziałem się, że przeniosłaś się do Poznania.
- Po co do tego wracać Konrad? To już było. Minęło kilkanaście lat. Gdybyś chciał wyjaśnić cokolwiek to mogłeś mnie znaleźć. Poznań nie jest przecież taki duży.
- Wiem – zwiesił na chwilę głowę – ale było mi głupio. Nie wiedziałem jak ci to wszystko wyjaśnić.
- A teraz wiesz? – zapytała prowokująco obracając kieliszek w palcach
- Nie wiem, ale już nie jestem tamtym Konradem. Tamta dziewczyna, Iza, ona tylko chciała mieć dziecko. Wydawało mi się, że to co do niej poczułem było prawdziwe. Wydało mi się to takie inne od tego, co było między nami. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży wyjechała. Nie wiem gdzie. Czasem zastanawiam się czy to ze mną zaszła w tę ciążę – zamilkł na chwilę, a Dagmara poczuła, że żal jej Konrada.
- Nie próbowałeś jej odszukać?
- Kiedyś tak, ale dostałem od niej list żebym przestał. Po tej akcji wyjechałem do Szwajcarii i dopiero teraz wróciłem. Może gdzieś żyje moja córka czy syn, ale tego pewnie nigdy się nie dowiem.
- Przykro mi – odruchowo pogłaskała go po ręce
- Widocznie tak miało być. Karma wróciła. Ja skrzywdziłem ciebie, a Iza mnie – dokończył z uśmiechem.
- Coś podobnego. Konrad Wasilewski wierzy w powracającą karmę – Dagmara nie mogła powtrzymać śmiechu, po chwili dołączył do niej Konrad.
Od tego momentu kolacja przebiegała w nieskrępowanej atmosferze.
- Masz ochotę iść potańczyć? Szkoda kończyć taki miły wieczór – Konrad chciał odwlec moment rozstania.
- Mam – Dagmara uśmiechnęła się w odpowiedzi i szybko odgoniła myśli o synu, który został sam w domu – tylko zadzwonię do Piotrka czy wszystko w porządku – odsunęła się na kilka kroków, wybrała numer telefonu syna i kiedy upewniła się, że wrócił już od Kacpra, zjadł kolację, a teraz gra na konsoli rozłączyła się.
Cienkie szpilki zapadały się w bruku przez co Dagmarze źle było iść. Konrad podał jej ramię, aby mogła się na nim wesprzeć. Idąc wolnym krokiem dotarli do klubu Fontanna. W szatni zostawili płaszcze i po schodach zeszli do zadymionej sali. Z głośników dudniła muzyka. Konrad zamówił drinki, a kiedy szklanki były puste porwał Dagmarę na parkiet. i Wsparta na silnym ramieniu Konrada dała się porwać muzyce.
- Dziękuję. To był bardzo miły wieczór – powiedziała kiedy stali po jej blokiem
- Też tak myślę. Powtórzymy to niedługo – mrugnął okiem całując jej policzek
W otwartych drzwiach do klatki schodowej odwróciła się i spojrzała za odchodzącym mężczyzną. Zasypiała z szerokim uśmiechem na ustach.

lzejsza-ja   
cze 26 2023 Rozdział 27
Komentarze (0)

Duchom, a raczej duchowi z przeszłości Dagmara musiała stawić czoła szybciej, niż mogła przypuszczać. Konrad wypatrzył Dagmarę, kiedy przed ósmą rano wchodziła do budynku Alfa. Jego firma mieściła się w budynku Omega. Po przypadkowym spotkaniu w weekend postanowił, że nie będzie udawał, że się nie znają. Zdecydował, że po pracy poczeka na nią na parkingu. W sobotę zrobiła na nim duże wrażenie, to nie była już ta zagubiona studentka, którą pamiętał.
Wraz z wybiciem szesnastej na zegarze Dagmara spakowała swoje rzeczy, wzięła do ręki torbę z laptopem i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy wyszła na zewnątrz z wewnętrznej kieszeni torby wyjęła paczkę papierosów. Od rana czuła dziwny niepokój. Dawno już nie czuła takiego zdenerwowania. Ostatni raz kilka lat temu, kiedy jeszcze byli z Pawłem małżeństwem. Szybkim krokiem, nie rozglądając się na boki szła w kierunku przystanku.
- Dagmara! - usłyszała za plecami głęboki głos. Coś kazało jej przystanąć i odwrócić głowę. To był odruch. Popatrzyła w kierunku skąd dochodziło wołanie i wtedy go zobaczyła. Stał oparty o maskę szarego, sportowego, samochodu, ręce miał założone na piersi. Uśmiechał się, patrzył prosto na Dagmarę. Ona również przypatrywała się mężczyźnie, ale nie zrobiła kroku. Stała jak wmurowana. Konrad oderwał się od samochodu i podszedł do niej.
- Cześć Dagmara – wyciągnął rękę w jej kierunku – miło cię widzieć.
- Cześć - odpowiedziała sztywno – nie mogę powiedzieć tego samego o tobie – zdobyła się na odwagę i widziała jak zmienia się wyraz twarzy mężczyzny.
- Chciałem się przywitać, w sobotę trochę dziwnie wyszło. Byłem zaskoczony spotkaniem. Ty chyba też – ciągnął niezrażony milczeniem Dagmary, która tylko lekko skinęła głową – będziemy się pewnie tu mijać, nie mówię, że teraz, ale może za jakiś czas pójdziemy gdzieś na kawę. Moglibyśmy powspominać dawne czasy.
- Raczej nie mamy czego wspominać – odpowiedziała niespodziewanie dla samej siebie i z satysfakcją zauważyła, że Konrad stracił trochę rezonu. Zgasiła papierosa, niedopałek wyrzuciła do stojącego obok kosza na śmieci.
- Rzuć to świństwo. Nie warto się truć. Do zobaczenia – powiedział szybko i skierował się w stronę swojego samochodu. Dagmara odprowadziła go wzrokiem. Spod przymkniętych powiek obserwowała jak odjeżdża z parkingu. Dopiero kiedy upewniła się, że samochód Konrada zniknął z jej pola widzenia poszła na przystanek. Potrzebowała z kimś porozmawiać. Wybrała numer Magdy.
- Hej kochana, masz chwilkę? – zapytała, kiedy usłyszała po drugiej stronie głos koleżanki
- Daguś, oddzwonię do ciebie, dobrze? Jestem w drodze na badania i nie mam jak rozmawiać.
- Jasne, nie ma sprawy. Daj znać jak będziesz miała wyniki.
- Na pewno. Do usłyszenia.
Magda schowała telefon do torebki i pchnęła drzwi kliniki.
- Magda! Cześć! – wykrzyknął na jej widok Tomasz, który akurat stał w rejestracji – przyszłaś do Maćka?
- Cześć Tomku. Tak, uparł się, że pojedzie ze mną na badania. A wiesz jaki on jest kiedy się uprze, nie ma dyskusji.
- Wiem, wiem. Poczekaj chwilę, zaraz zajrzę do niego – spojrzał na zegarek – powinien już kończyć, ale może ma jakiś bardziej skomplikowany przypadek – to mówiąc poszedł w kierunku gabinetów, a Magda usiadła na wolnym krześle i zaczęła czytać wiadomości w telefonie. Przyszło powiadomienie z elektronicznego dziennika. Widząc ocenę Klary ze sprawdzianu z biologii uśmiechnęła się. Dziewczynka w końcu przełamała złą passę i jej oceny wyglądały coraz lepiej.
Po chwili wyszedł ubrany w swoje zwykłe ubranie Maciek. Na widok męża Magdzie zrobiło się ciepło. Może jest trochę prawdy w stwierdzeniu, że mężczyźni są jak wino. Im starsi tym lepsi. Choć w tym przypadku wypadałoby powiedzieć, że przystojniejsi. Maciek przywitał się z żoną, skinął głową pacjentom czekającym, w poczekalni, na wizytę. Pożegnał się z recepcjonistkami, a następnie objął żonę ramieniem i poprowadził w kierunku wyjścia. Na zewnątrz wziął ją za rękę i pokierował w kierunku stojącego na parkingu samochodu. Miejsce starej, wysłużonej, terenówki zajęła nowa, większa, spełniająca potrzeby pięcioosobowej rodziny. Jak miał w zwyczaju otworzył Magdzie drzwi, poczekał aż wsiądzie, zamknął je za nią i dopiero zajął miejsce kierowcy. Magda lubiła patrzeć jak długie palce Maćka zaciskają się na kierownicy i pewnie prowadzi pojazd.
- Mogłam przecież sama pojechać na te badania – zaczęła Magda
- Jasne, a potem naszprycowana kosmiczną ilością alergenów sama byś wracała do domu. Nawet tak przy mnie nie mów – oburzył się
- Mogłam wrócić taksówką, ty mogłeś pojechać do domu i odpocząć.
- Magda – wziął jej rękę i pocałował – kobieto, zrozum w końcu, że ja od tego jestem, żeby się tobą opiekować. I pomijając już nawet to, co jest dla mnie zupełnie naturalne, to nie zapominaj, że jakby nie patrzeć jestem lekarzem – mrugnął okiem – tak więc, żadnej dyskusji.
Magda uśmiechnęła się rozczulona. Po kilkunastu minutach dojechali na miejsce. W gabinecie pielęgniarki, wstrzyknięto jej kilkanaście różnych alergenów. Potem czekali na wynik. Po dziesięciu minutach Magda poczuła zawroty głowy, oddech stał się płytszy i gdyby Maciek jej nie podtrzymał osunęłaby się na ziemię. Oboje byli przerażeni. Zastanawiali się co mogło wywołać taką reakcję. Natychmiast zostały podane Magdzie leki antyhistaminowe. W gabinecie lekarki Maciek cały czas trzymał rękę Magdy jakby bał się, że znowu może zasłabnąć. Magda wciąż dochodziła do siebie i starała się wyrównać oddech. Rozmowę przejął Maciek, za co była mu wdzięczna.
- Pani doktor, co wywołało aż taką reakcję? Co pokazują wyniki?
- U żony wystąpiła silna reakcja na owoce cytrusowe. W tym przypadku alergen grejpfruta.
- Rozumiem. Wniosek taki, że musimy odstawić wszystkie owoce cytrusowe, prawda?
- Oczywiście. Świeże owoce, soki i pochodne cytrusów – dodatkowo przepiszę pani zastrzyk z adrenaliny, proszę mieć go zawsze przy sobie i leki antyalergiczne do przyjmowania na stałe – podała Maćkowi karteczkę z kodami elektronicznych recept. Pani Magdo, z taką opieką męża na pewno nic złego pani nie spotka – lekarka uśmiechnęła się do pacjentki, patrząc jednak na Maćka, którego spojrzenie mówiło „a nie mówiłem”?

lzejsza-ja   
cze 23 2023 Rozdział 26
Komentarze (0)

Magda obudziła się przed jedenastą. Maciek musiał już wstać bo jego połowa łóżka była pusto, i równo zaścielona. Znalazła go w salonie, gdzie w telewizji oglądał jakiś publicystyczny program. Na kuchennym półwyspie stał koszyk z pieczywem, na dużym talerzu leżały ułożone liście mieszanki salat, papryka, małe pomidorki, obok różne rodzaje serów i miseczka z domowej roboty hummusem. Usiadła przy stole z jedną nogą opartą na siedzisku krzesła. Z wysokiego dzbanka nalała do filiżanki kawy i uzupełniła mlekiem ryżowym.
- Maciek – zaczęła – a ty dobrze znasz tego kuzyna Hanki?
Maciek oderwał wzrok od telewizora.
- Znam to za dużo powiedziane. Widziałem go raz czy dwa razy. Może trzy przy okazji ślubu Hanki i Przemka, chrztu albo komunii Jacka bo wydaje mi się, że on jest ojcem chrzestnym. A dlaczego pytasz?
- Widziałeś jak Dagmara na niego zareagowała? Przestała być sobą, jakby ducha zobaczyła. Zadzwonię do niej i spytam o co chodziło bo wczoraj nie chciała nic powiedzieć – wyciągnęła rękę w stronę telefonu
Maciek poderwał się z kanapy, w dwóch susach doskoczył do Magdy i włożył jej w usta małego pomidorka aby nie mogła zaprotestować.
- Teraz nie będziesz nigdzie dzwonić. Wiesz dobrze ile te wasze konferencje przez telefon trwają. Za chwilę jedziemy do mamy na obiad, twoja mama też ma przyjechać. Do Dagmary zadzwonisz jak wrócimy – podał żonie kolejnego pomidora bo już otwierała usta aby coś powiedzieć.
Obiad u Matyldy minął w przyjemnej atmosferze. Matylda przygotowała małe przyjęcie. Trzy rodzaje surówek, roladki drobiowe ze szpinakiem i serem feta, mielone kotleciki i faszerowane pieczarki portobello zapieczone pod pierzynką parmezanu, do tego ryż i ziemniaki z koperkiem do wyboru. Na deser mama Maćka podała imponujący tort ze śmietankowo-malinowym kremem. Goście byli usatysfakcjonowani, a gospodyni szczęśliwa, że mogła przygotować coś dla rodziny. Późnym popołudniem Magda z Maćkiem i dziećmi wyszli. U Matyldy została tylko Adrianna, mama Magdy. Obie panie miały kupione bilety do teatru i wybierały się na wieczorny spektakl.
Pod blokiem natknęli się na Kamilę.
- Porywam Magdę – Kamila wzięła przyjaciółkę pod rękę – jedziemy do Dagmary.
Maciek uniósł ręce w geście kapitulacji, wiedział, że z tym babskim sojuszem nie ma szans wygrać.
- Nie martw się doktorku, niedługo odstawię ci żonę. Obiecuję, że będzie jednym kawałku. Pa.
W ciągu kilku minut dojechały pod blok Dagmary. Windą wjechały na piąte piętro, Kamila zadzwoniła do drzwi. Po chwili drzwi otworzyła zaskoczona Dagmara, a Kamila władowała się do środka. Za nią weszła Magda.
- Mów – Kamila nie robiła wstępów – co to za facet wczoraj tak się zdenerwował, że wyszłaś z imprezy?
Dagmara posłała Magdzie pytające spojrzenie, ale ta tylko rozłożyła bezradnie ręce i pokręciła głową.
- No dalej. Co to za koleś? – Kamila nie dawała za wygraną.
Dagmara zrobiła koleżankom herbatę i zaprosiła do salonu, gdzie usiadły przy niewielkim stoliku. Potem zaczęła opowiadać.
- Konrada poznałam na studiach. Oboje byliśmy z tej samej miejscowości i studiowaliśmy na jednej uczelni, na tym samym roku. Przed licencjatem ja wyjechałam do Wilna na stypendium, a on został. Wydawało mi się, że damy radę, że te kilka miesięcy szybko minie. Myliłam się – Dagmara zawiesiła głos – kiedy wróciłam okazało się, że on już spotyka się z inną, ta dziewczyna była nawet w ciąży. Co miałam robić? Wyjechałam do Poznania na ostatnie dwa lata studiów, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Zwłaszcza, że najwyraźniej on o mnie zapomniał, albo nie chciał pamiętać. Nie pisał, nie dzwonił. Jakbym nie istniała.
- To przykre – Magda przysiadła się bliżej koleżanki
- Wyparłam go z pamięci. Potem poznałam Pawła, wyszłam za mąż i wiecie co było dalej.
Kamila i Magda zgodnie pokiwały głowami.
- Wiecie co jest najlepsze? Kilka dni temu, tuż przed tym jak byliście u mnie kiedy podpisywałam te cholerne papiery rozwodowe, widziałam Konrada. Koło mojego biura. Ja przechodziłam przez ulicę, on stał na czerwonym świetle w samochodzie. Miał ciemne okulary, wtedy go nie poznałam, ale czułam, że skądś znam tego człowieka. A kiedy wczoraj go zobaczyłam wszystko wróciło. I może nie byłoby najgorzej gdybyśmy rozstali się jak ludzie. Wiecie, nie wyszło nam, trudno, każde idzie w swoją stronę, ale potrafimy się zachować. A on wpada nagle taki wypucowany, elegancki i pewny siebie. Przepraszam, nie byłam w stanie na niego patrzeć.
- Pytałam Maćka czy go zna, ale on podobno widział go tylko kilka razy. Ten Konrad pracował przez kilka lat za granicą. Dopiero wrócił – Magda przekazała, czego udało jej się dowiedzieć – odkąd jestem z Maćkiem nie słyszałam o nim, ani go nie widziałam. Też byłam zdziwiona, że to kuzyn Hani. Nigdy o nim nie wspominała.
- Pozostaje mieć nadzieję, że więcej się na siebie nie natkniecie – podsumowała Kamila – ale najpierw chodźcie, sprawdzimy co to za typ – to mówiąc sięgnęła po swój telefon i włączyła przeglądarkę – jak on ma na nazwisko?
- Wasilewski – powiedziała Dagmara zanim zdążyła pomyśleć co robi
- Kamila, daj spokój. Ile ty masz lat żeby bawić się w internetową inwigilację? – Magda próbowała odwieźć koleżankę od pomysłu wyśledzenia byłego chłopaka Dagmary, ale Kamila już przeglądała wyniki wyszukiwania.
- O! – wykrzyknęła – to jakaś szycha chyba – przesunęła palcem po ekranie telefonu – Tu jest napisane, że Konrad Wasilewski objął stanowisko dyrektora w koncernie budowlanym. O kurde, ich siedziba jest na Brackiej. Daga, a ty przypadkiem tam nie pracujesz?
Dagmara pobladła. Gorzej być nie mogło. Ledwie zakończyła swoje małżeństwo z Pawłem, ledwie jakoś zaczęła układać nową codzienność, a wyglądało na to, że będzie musiała stanąć oko w oko z duchami przeszłości. Nie miała na to ochoty, ale nie miała też wyjścia.
- Pracuję. Ten koncern ma siedzibę w budynku obok.

lzejsza-ja   
cze 22 2023 Rozdział 25
Komentarze (0)

Maciek stał oparty plecami o blat w pokoju socjalnym i dopijał kawę. W lekarskim uniformie czekał na rozpoczęcie swojej zmiany. W zamyśleniu spoglądał w telefon, nie zauważył kiedy do pomieszczenia wszedł kończący swoją zmianę Tomek.
- Wszystko w porządku? – zapytał, widząc, że przyjaciel myślami jest zupełnie gdzie indziej
- Magda ma niedługo urodziny i muszę wymyślić jakiś prezent - ocknął się Zarzycki
- Może coś z biżuterii, albo pobyt w spa?
- Mówisz, jakbyś jej nie znał. Przecież ona nosi tylko obrączkę i sportowy zegarek, a w spa by się zanudziła.
- To nie wiem. Wykup jej jakąś wyprawę rowerową – Tomasz rzucił kolejnym pomysłem
- Podsunąłeś mi pomysł – Maciek urwał porażony nagłą myślą – dzięki. Muszę zadzwonić w jedno miejsce, trzymaj kciuki żeby się udało.
- Jasne, ale przynajmniej powiedz co wymyśliłeś
- Boks. Trening bokserski. Kiedyś leczyłem zęby jednemu bokserowi, pewnie go znasz – wymienił nazwisko, a Tomasz pokiwał głową na znak, że wie o kim mowa - wyszedł zadowolony i powiedział, że gdybym chciał poboksować w jego klubie to mam zadzwonić. Nie lubię takich sytuacji, ale czego się nie robi żeby uszczęśliwić żonę – mrugnął porozumiewawczo do przyjaciela
- Jasne. Daj znać co udało się załatwić.
- Na pewno. Zmykam. Udanego popołudnia – zadowolony Maciek ruszył w stronę gabinetu.
W ciągu kilku godzin pracy udało mu się zorganizować zaproszenie dla Magdy. Bokser pamiętał doktora i z radością zgodził się przez godzinę poprowadzić trening z jego żoną w ramach prezentu urodzinowego. Wychodząc z pracy Maciek miał już obmyślony plan działania. Bardzo chciał zaskoczyć Magdę i nie mógł doczekać się jej reakcji.
Dzień urodzin wypadał w sobotę. Kiedy Magda wstała czekał na nią zastawiony stół i rodzina gotowa do wspólnego śniadania. Po cichu liczyła, że to będzie spokojny dzień, spędzony w domu. Nie wiedziała, że jej mąż miał inne plany. Po posiłku, z uroczystą miną Maciek wręczył jej olbrzymi bukiet tulipanów i płaskie pudełeczko. Kwiaty stanęły w wazonie na środku stołu, a Magda z zaciekawieniem zaczęła odwiązywać wstążeczkę z pudełka. Kiedy zobaczyła co jest w środku zaniemówiła z wrażenia aby po chwili rzucić się mężowi na szyję.
- Chcesz uszczęśliwić kobietę podaruj jej trening bokserski – zaśmiał się zadowolony, że miał dobrą intuicję – zawiozę cię na ten trening, potem odwiozę dzieci do mamy, wrócę po ciebie i pójdziemy na kolację. Tak się przedstawia plan na dzisiaj.
- Cudownie - Magda klasnęła w dłonie
Po południu spakowała torbę, pożegnała dzieci i podekscytowana weszła do klubu sztuk walki prowadzonego przez pacjenta Maćka. Przez godzinę wylewała poty na sali treningowej uważnie słuchając uwag trenera i poprawiając umiejętności. Wyszła pełna energii z szerokim uśmiechem na twarzy. Przed klubem czekał już Maciek, który wziął od niej torbę i poprowadził w kierunku samochodu.
- Pojedziemy do domu, przebierzemy się i taksówką pojedziemy do miasta – zdradzał co jeszcze ich czeka tego wieczora
Magdzie głupio było powiedzieć, że najchętniej zostałaby w domu i, korzystając z okazji, że dzieci są u babci, spędziła ten wieczór tylko we dwoje. Nie chciała jednak robić przykrości Maćkowi, który postarał się, aby ten dzień był wyjątkowy.
W domu wzięła szybki prysznic, przebrała się w skórzane spodnie, błękitną koszulę i wysokie kozaki. Włosy związała z boku głowy w luźny warkocz tak, jak było jej najwygodniej. Nadgarstki spryskała ulubionymi perfumami Libre od Yvves Saint Laurent ‘a. W salonie Maciek zapinał na ręku zegarek i popijał z małej filiżanki czarne jak smoła espresso. Ubrany był w ciemne jeansy, czarną koszulę z tradycyjnie podwiniętymi rękawami i kamizelką w tym samym kolorze. Całości dopełniały czarne, skórzane półbuty. Na widok męża Magda poczuła znajome mrowienie i rozlewające się w dole brzucha ciepło. Kiedy wyszli przed blok taksówka już czekała. Maciek nie chciał zdradzić gdzie jadą, ale cały czas trzymał ją za rękę i uśmiechał się tajemniczo. Taksówka zatrzymała się pod znaną restauracją. Zarzyccy wysiedli i Maciek poprowadził Magdę do wejścia. Zarezerwowany stolik stał na niewielkim podeście, osłonięty od innych koronkowymi parawanami. Ponadto stał przy parkiecie do tańca. Podchodząc bliżej Magda dostrzegła, że przy stole siedzą wszyscy najbliżsi przyjaciele, a dekorację stanowią napełnione helem i przytwierdzone do obciążników balony. W jednej chwili minęło jej zmęczenie, usiadła obok Kamili.
- Będą jeszcze Przemek z Hanią, ale chwilę się spóźnią – powiedział Maciek
- Cudownie – dała mu całusa w policzek i upiła przyniesionego przez kelnera drinka. Kawowy likier wymieszany z wódką należał do jej ulubionych.
Przyjaciele wznosili toasty, muzyka zachęcała do tańca. Magda kątem oka zobaczyła jak palce Maćka mimowolnie zaczynają wygrywać rytm na blacie stołu. Uśmiechnęła się. Ich oczy się spotkały i w jednej chwili podnieśli się z krzeseł.
- Przepraszamy na chwilę – odezwał się Maciek – żono, zapraszam – podał jej rękę
- Idźcie, idźcie. Już was pewnie nie zobaczymy, zostaniecie na tym parkiecie – zażartował Jędrzej znając zamiłowanie przyjaciół do tańca.
„You’ve got the softest touch, I just can’t get enough when it comes to you, you’re the one I want, You’ve got the softest touch…” nucił Maciek utwór Khalida do ucha Magdy prowadząc ją lekko i płynnie. Przetańczyli jeszcze dwa utwory i wrócili do stolika. Ledwie usiedli na swoich miejscach, a pojawili się Hania, Przemek i jeszcze jeden mężczyzna, którego Hania przedstawiła jako swojego kuzyna.
- Konrad – przedstawił się każdemu po kolei mężczyzna – przepraszam, że się tak wprosiłem i dziękuję, że mogłem do was dołączyć – zwrócił się do Maćka i Magdy
- Nie ma najmniejszego problemu. Zapraszamy – Maciek wskazał mu wolne miejsce
Uwadze Magdy nie uszedł fakt, że na widok nieznajomego twarz Dagmary stężała, a ona sama bardzo pobladła i straciła humor. Podała mu jednak sztywną rękę, przy czym nawet nie próbowała się uśmiechnąć. Nowoprzybyły pogrążył się w rozmowie z Przemkiem i Bartkiem, ale od czasu do czasu spoglądał na Dagmarę, nieprzeniknionym wzrokiem, sącząc z kufla piwo. W pewnej chwili kobieta nie wytrzymała, wstała i wyszła. Magda poderwała się i pobiegła za nią. Znalazła przyjaciółkę przy barze.
- Powiesz co się dzieje? Co to za facet? – naskoczyła na przyjaciółkę – znacie się?
- Tak, ale to już historia. Nie chcę o tym teraz mówić – powiedziała Dagmara słabym głosem
- Nie jestem pewna czy to taka historia. Odkąd przyszedł jesteś blada i nie bawisz się dobrze. Nawet żarty Bartka cię nie bawią, a to już zły znak.
- Magda, nie martw się o mnie, proszę. To twoje urodziny. Nie chcę ci psuć zabawy. Zaraz pójdę do domu. Pożegnasz i przeprosisz ode mnie resztę, proszę? Nie chciałabym już tam wracać.
- Oczywiście, ale wiesz, że będziemy musiały pogadać?
- Wiem – Dagmara założyła kurtkę, uściskała koleżankę
Magda wróciła do stolika, wytłumaczyła nieobecność Dagmary.
- Baw się, Dagmara jest dorosła, jutro z nią porozmawiamy – powiedziała cicho Kamila widząc minę Magdy – twoje zdrowie – po czym wyciągnęła ją na parkiet
Zabawa powoli dobiegała końca. Każdy dopił swojego drinka i po krótkim pożegnaniu rozeszli się do domów. Magda była zmęczona intensywnością minionego dnia, najchętniej zakopałaby się w ciepłej kołdrze. Maciek miał jednak inne plany. Do dwóch kieliszków nalał wino, włączył cicho muzykę. Kiedy Magda weszła do salonu podał jej jeden z nich.
- Chcesz mnie upić? – roześmiała się biorąc naczynie i upijając niewielki łyk
- Nic bardziej mylnego. Mam inny plan wobec ciebie. Najpierw wypijmy za moją mądrą, piękną i młodą żonę – upił trochę wina i odstawił kieliszek na blat kuchenny
- A co potem? – Magda również odstawiła swój
- A potem – wyciągnął rękę i jednym, mocnym ruchem przyciągnął ją do siebie – potem zatańczymy ostatni tej nocy taniec. Zaczęli płynąć po dywanie w rytm I belong to you Lenny’ego Kravitza. Magda wtuliła nos w zagłębienie szyi męża wdychając zapach jego perfum pomieszany z zapachem skóry i potu.
I belong to you, you belong to me too. You make my life complete, you make me feel so sweet…
- Romantyk z pana doktorze Zarzycki. To były cudowne urodziny. Dziękuję.

lzejsza-ja