Najnowsze wpisy


lip 17 2023 Epilog
Komentarze (0)

Trzy lata po weekendzie w Berlinie, Dagmara postawiła wszystko na jedną kartę i wyjechała z Konradem do Szwajcarii. Zadomowiła się w Zurychu, przeszła całkowicie na pracę zdalną i tylko raz w miesiącu przylatywała na kilka dni do Polski aby rozliczyć się z przydzielonych zadań. Dodatkowym plusem przeprowadzki było to, że z Zurychu znacznie bliżej było do Wiednia, gdzie uczył się jej syn Piotrek. Kiedy przyjeżdżała do Wrocławia zawsze rezerwowała czas na spotkanie z przyjaciółkami. Czasem towarzyszył jej Konrad, a wtedy organizowali spotkanie w większym gronie. Bartka, który kilka miesięcy spędził w Indiach, zafascynowała joga. Do tego stopnia zagłębił się w jej tajniki, że po powrocie do kraju otworzył swoje własne studio. Szybko zyskał dużą popularność i na zajęcia trzeba było zapisywać się z dużym wyprzedzeniem. U Jędrzeja niewiele się zmieniło. Nadal pracował z Maćkiem w jego klinice, a ponadto został ordynatorem kliniki chirurgii twarzoczaszki w szpitalu wojewódzkim. Kamila i Patryk zostawili firmę współpracownikom i wyjechali w podróż dokoła świata mając w planach odwiedzenie najbardziej egzotycznych i niedostępnych plaż na ziemi.
Magda i Maciek Zarzyccy wciąż tworzyli udany związek. Magda zrezygnowała z pracy z pacjentami, zrobiła doktorat i zaczęła wykładać na swoim dawnym wydziale. W dalszym ciągu pisała artykuły i poradniki. Całą rodziną urządzali dłuższe i krótsze wyprawy rowerowe. Magda w końcu dała się przekonać mężowi i pozwoliła wymieć swój różowy rower na nowszy model. Maciek cały czas prowadził klinikę, a oprócz tego dostał propozycję aby dwa razy w tygodniu prowadzić zajęcia ze studentami. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw przyjął ofertę. Nowe wyzwania dały mu nie mniejszą satysfakcję niż praca w klinice. Michał rósł i nie wymagał już tyle opieki obojga rodziców.
Cztery lata w szkole średniej minęły bliźniakom Zarzyckim błyskawicznie. Ten czas obfitował w pierwsze zauroczenia, przyjaźnie i refleksje nad tym, co chcą robić po skończeniu liceum. Klara miała sprecyzowane plany i od razu po rozpoczęciu nauki w szkole średniej przygotowywała się do egzaminów na stomatologię. Z własnej woli chodziła do kliniki ojca i za jego pozwoleniem przyglądała się jego pracy. Liczyła, że taka praktyka pomoże jej w dostaniu się na wymarzony kierunek, a potem, już na studiach, będzie jej łatwiej. Kacper wciąż się zastanawiał. Ciągnęło go zarówno w stronę informatyki i psychologii. Wspomniał coś o filozofii, ale Magda, kiedy tylko to usłyszała, skutecznie odciągnęła go od tego pomysłu wskazując inne możliwości. W końcu chłopak zdecydował się złożyć podanie o przyjęcie na studia informatyczne na Politechnice, a potem zająć się psychologicznymi aspektami cyfrowej rewolucji.
Niedługo po, całkiem dobrze zdanej, maturze a potem egzaminach na studia, Klara z Kacprem wpadli na pomysł, że razem z kilkoma znajomymi pojadą na rodzinną działkę do Międzylesia. Kiedy weszli do domu, Magda przesadzała na tarasie kwiatki. Na deskach ułożona była folia, a ona sama miała rękach długie ogrodnicze rękawice ubrudzone ziemią.
- Magda – zaczęła Klara przytulając się do jej pleców – wiesz, że jesteś najlepszą macoszką na świecie?
- Yhym, wiem – Magda uśmiechnęła się, odłożyła łopatkę, otrzepała rękawice z ziemi i popatrzyła na dziewczynę – a teraz zadam ci trzy pytania. Zastanów się dobrze zanim odpowiesz – mrugnęła okiem do Klary
- Dobra.
- Pytanie pierwsze: potrzebujesz pieniędzy? Jeśli tak to ile i na co? Pytanie numer dwa: chcesz dłużej zostać na imprezie? Pytanie numer trzy: mam do czegoś przekonać Maćka?
- Właściwie to wszystko razem – bez zastanowienia odpowiedziała Klara – chcielibyśmy z Kacprem – Klara spojrzała na brata, który stanął w drzwiach wejściowych na taras – pojechać na naszą działkę. Ze znajomymi – dodała od razu
Magda potarła czoło, spojrzała na bliźniaki. Na ich twarzach malowała się niema prośba o zgodę.
- Dobrze – podniosła się z kolan – kiedy chcecie jechać?
- W środę po południu, jak Marcin przyjedzie z Krakowa na weekend – odparł Kacper
- Michał jedzie z babcią Adą na jakąś wycieczkę i też z Maćkiem chcieliśmy pojechać do Międzylesia. Zrobimy tak. Wy pojedziecie w środę, ale przewietrzycie domek i skosicie trawę, a potem ją podlejecie, zgoda?
- Zgoda – jednocześnie odpowiedziało rodzeństwo.
- Jeszcze jedna rzecz. Ile osób i jak zamierzacie spać?
- Ja, Kacper, Marcin, Krzysiek, Ola, Weronika, może Adaś. A spać będziemy w namiotach.
- O, Marcin też będzie? Będzie najstarszy, wygląda na rozsądnego, poproszę go żeby miał na was oko – mrugnęła okiem śmiejąc się. Magda lubiła syna sąsiadów, który w Krakowie studiował medycynę, i od czasu do czasu odwiedzał rodziców i swoją siostrę Olę. Poza tym, po wyjeździe Piotrka do Wiednia, bardzo zaprzyjaźnili się z Kacprem - tylko proszę zachowywać się grzecznie i nie robić głupot, i zróbcie to, o co prosiłam.
- Kochana jesteś, wiesz? – Klara znowu rzuciła się Magdzie na szyję
- Wiem, wiem. A, i przygotujcie ognisko – dodała obejmując Klarę ramieniem tak, aby nie ubrudzić jej jasnej bluzki ziemią.
Klara wiedziała, że nie mogą zawieźć Magdy bo inaczej z kolejnych wyjazdów nici. A to ona przymykała oko i pozwalała im na rzeczy, na które Maciek pewnie też by się zgodził, ale zgoda byłaby poprzedzona długą przemową. Pojechali więc całą gromadą, a Maciek z Magdą mieli dojechać po dwóch dniach. Znajomi bliźniaków bardzo lubili państwa Zarzyckich i nie mieli nic przeciwko aby wspólnie spędzić wieczór czy dwa. To był bardzo udany wyjazd. W piątkowe popołudnie Zarzyccy wjechali przez otwartą bramę i od razu zauważyli, że trawa jest równo skoszona, a wszystkie okna i drzwi ich chatki były otwarte aby zrobił się przeciąg. Młodzież rozstawiła namioty na wolnej przestrzeni, w pewnej odległości od domku co gwarantowało gospodarzom spokój i prywatność.
Wieczorem wszyscy zasiedli przy ognisku. Marcin przyniósł gitarę, w niebo poleciały gorące iskry i dźwięki popularnych piosenek. Młodzi trochę krępowali się wyjąć przywiezione puszki piwa, ale doktor Zarzycki ze śmiechem rozluźnił atmosferę.
- Słuchajcie, jesteście pełnoletni. Jeśli wasi rodzice się zgadzają, nie mogę wam zabronić się napić. Byle z rozsądkiem - spojrzał w kierunku swoich dzieci i podał Magdzie kieliszek z winem.
Klara widziała, jak jej koleżanki wodzą za Maćkiem wzrokiem. Od lat, niezmiennie, ją to bawiło. Nie dało się ukryć, że jej ojciec wciąż był bardzo atrakcyjnym mężczyzną i na pewno podobał się wielu kobietom, niezależnie od ich wieku. Na ich nieszczęście od dawna był bardzo zakochany w swojej żonie. W oczach doktora Zarzyckiego Magda nie miała żadnej konkurencji. Zgromadzone dziewczyny z westchnieniem patrzyły jak Zarzycki dba o Magdę pilnując, aby miała wino w kieliszku, a kiedy zaczął wiać delikatny wiatr przyniósł z domku koc i przykrył jej ramiona. Wtedy Weronika nie wytrzymała.
- Patrzcie chłopaki i uczcie się od pana Maćka jak trzeba dbać o kobietę – to mówiąc stuknęła się butelkami z Olą i Klarą.
- Tata, zobacz co narobiłeś – zaśmiał się Kacper – teraz one nie dadzą nam żyć
Ktoś przyniósł przenośny głośnik i wkrótce poniosła się cicha, taneczna melodia.
- Pani Magdo, mogę panią prosić? – Adam, kolega bliźniaków, podszedł do Zarzyckiej z wyciągniętą ręką.
Magda z uśmiechem podniosła się z krzesła. Lubiła Adama. Szczupły, wysoki i spokojny chłopak, w okularach nadających mu wygląd filozofa był zupełnym przeciwieństwem Kacpra. Mimo to od pierwszych dni w szkole złapali kontakt i doskonale się rozumieli. Ośmielona Weronika podeszła do Maćka. Ten lekko się spiął, co nie uszło uwadze jego żony. Magdę zawsze bawiło jak, nie tracąc jednocześnie swoich umiejętności, Maciek spina się kiedy tańczy z inną kobietą. No, chyba, że to jest jego własna matka, teściowa albo któraś z ciotek. Zobaczyła, że nieco z boku kołyszą się Klara i Marcin. Nie miała pewności co do uczuć chłopaka, ale po dziewczynie widać było zaangażowanie w tą relację. Pomyślała, że po powrocie do domu musi z nią porozmawiać.
- Chodź staruszku – kiedy piosenka się skończyła Magda spojrzała na zegarek i wzięła męża za rękę – dajmy młodzieży trochę swobody. Tylko bez szaleństw – pogroziła bliźniakom palcem – idziemy spać. Dobranoc.
Odeszli objęci, a z ust dziewcząt wyrwało się kolejne westchnienie.
- Żeby mnie ktoś tak kochał jak twój tata panią Magdę – odezwała się Ola za co oberwała kuksańca od Kacpra, który Olę kochał pierwszą, nastoletnią miłością, a poza tym był synem swojego ojca i z domu wyniósł odpowiednie obserwacje.
Maciek objął Magdę ramieniem i prowadząc w stronę otwartych drzwi drewnianego domku nucił jej stary hit "flames of love, flames of love, I’m drowining in the sea of love and enough is never enough when I found myself deep in your eyes over and over again…” Kilka razy okręcił Magdą, na co obserwująca ich młodzież zareagowała cichymi gwizdami.
Następnego dnia, Kacper zastał Magdę i Maćka pijących kawę na tarasie i cieszących się przyjemnym, słonecznym porankiem. Obok foteli stały spakowane plecaki.
- Idziemy w góry – zwrócił się Maciej do syna – zobaczymy dokąd zawędrujemy. Jak na szlaku zastanie nas noc przenocujemy w jakimś schronisku i wrócimy jutro. Będziemy w kontakcie. Nie czekajcie w każdym razie nas gdybyście chcieli wracać – dopił kawę i wszedł do domku umyć filiżanki – Kacper, chodź tu jeszcze na chwilę – zawołał syna
- Słucham? – chłopak poszedł za ojcem do kuchni
- Kacper, klucze do domku masz?
- Mam, ale coś mi mówi, że nie o to chcesz spytać.
- Wierzę w twój rozsądek – Zarzycki popatrzył uważnie na syna, który był już tak samo wysoki jak on, a treningi na siłowni też zrobiły swoje i Kacper stał się młodym, dobrze zbudowanym mężczyzną – wiesz, co mam na myśli, prawda?
- Domyślam się – przytaknął chłopak z delikatnym uśmiechem odgarniając włosy
– Młodość ma swoje prawa, ale uważaj. Tylko tyle ci powiem. A tutaj – wyciągnął w stronę chłopaka kilka banknotów – dla ciebie i Klary, idźcie na pizzę albo do pani Tereski.
- Dzięki tato! – krzyknął uradowany chłopak – dzięki mamo! – zwrócił się do siedzącej w wiklinowym fotelu Magdy – to twoja sprawka, co? – zapytał cicho
- Nie wiem o czym mówisz, ale bawcie się dobrze – odpowiedziała wstając z fotela i mrugając porozumiewawczo do Kacpra.
Plecaki schowała do bagażnika, zajęła miejsce pasażera, Maciek odpalił silnik i potężna Toyota wytoczyła się na leśną drogę, aby po chwili zniknąć wśród drzew.
Klara podeszła do brata aby pomóc mu domknąć skrzydła bramy.
- Co tato chciał od ciebie? – zapytała
- Nic takiego, takie tam przestrogi rodziców. Proszę – podał siostrze połowę otrzymanej kwoty – to dla ciebie. Mamy się zabawić.
- O! Super. Dzięki. To chyba sprawka Magdy – podsumowała
- Też tak myślę.
Bliźniaki zamknęły bramę i wrócili do przyjaciół. oficjalnie rozpoczęły się ich pierwsze, przed krokiem w dorosłość wakacje.

lzejsza-ja   
lip 14 2023 Rozdział 43
Komentarze (0)

Rano, kiedy zeszli na śniadanie, Konrad wyglądał jakby wybierał się na wesele.
- Muszę podjechać na chwilę do biura podpisać kilka dokumentów, ale hotelowe atrakcje baseny czy spa są do twojej dyspozycji. Korzystaj do woli, są w cenie noclegu.
Dagmara musiała przyznać, że chętnie wygrzeje się w jacuzzi albo skorzysta z masażu. Po wydarzeniach ostatnich tygodni czuła się bardzo spięta. Miała nadzieję, że chwila w hotelowej strefie spa pomoże jej się zrelaksować. Konrad spojrzał na zegarek, szybkimi łykami dopił kawę, przeprosił Dagmarę i wyszedł z restauracji.
Dagmara wróciła do pokoju przebrała się w szlafrok, który znalazła w szafie i specjalną windą zjechała w podziemia. Umówiła się na masaż gorącymi kamieniami, trochę posiedziała w saunie, kilka minut grzała zmęczone ciało w jacuzzi z biczami wodnymi. Samej jednak czas się dłużył. Po miała dość i wróciła do pokoju. Zaparzyła kubek miętowej herbaty, położyła się na łóżku i zastanawiała co ma robić z resztą czasu jaki został jej do powrotu Konrada. Wieczorem miał odbyć się bankiet, ale do jego rozpoczęcia zostało kilka godzin. Dagmara nie lubiła tracić czasu dlatego zdecydowała, że się ubierze i pójdzie przejść się po okolicy.
Założyła obcisłe jeansy, bluzę z kapturem i nieśmiertelne botki. Puchowej kurtki na razie nie zapinała. Zamknęła pokój i wyszła z hotelu. Nie spiesząc się ruszyła w kierunku parku, który mijali poprzedniego wieczora. U ulicznego sprzedawcy kupiła precla z solą i kubek kawy. Zadowolona ruszyła dalej.
Siedziała na parkowej ławce i patrzyła na pływające po sadzawce kaczki. Obserwowała przechodzących ludzi. Zwłaszcza jedna para przykuła jej uwagę. Ona coś do niego mówiła, on wyraźnie unikał z nią kontaktu. Kobieta jednak nie dawała za wygraną i wieszała się na szyi mężczyzny, obłapiając go ze wszystkich stron. Dostrzegła w nim coś znajomego. Jakaś siła kazała jej wstać z ławki i ruszyć do przodu. Im bardziej zbliżała się do kłócącej się pary, tym bardziej była pewna, że mężczyzną jest Konrad. Ale kim była ta kobieta? Dlaczego powiedział, że jedzie do biura a teraz widzi go w parku? Dlaczego w ogóle przywiózł ją do Berlina skoro miał inne, bardziej atrakcyjne od niej, towarzystwo? Powinna zostać na ławce i pozwolić im odejść, powinna poczekać aż droga będzie wolna. Czy miała prawo czuć się skrzywdzona? Kim była dla Konrada? Prawda była taka, że nie wysilając się zbytnio, Konrad Wasilewski mógł mieć każdą kobietę. Każdą. A przede wszystkim młodszą i bardziej atrakcyjną od Dagmary. Pod powiekami poczuła piekące łzy. Nie zwracała uwagi czy zostanie zauważona. Poczuła się jakby ktoś wymierzył jej policzek, jakby Konrad się nią zabawił. Dobrze, że nie zapukała do jego pokoju. Kto wie, może natknęłaby się na długowłosą, szczupłą piękność.
Zaciskając pięści minęła Konrada i jego towarzyszkę. W chwili, kiedy przechodziła obok nich blondynka zbliżyła się do mężczyzny i zaczęła go całować. Szybkim krokiem szła, jak jej się wydawało, w stronę hotelu. W zapadającym mroku pomyliła ścieżki i spanikowana kręciła się w kółko.
Niczego nieświadomy Konrad szukał Dagmary na wszystkich piętrach, w strefie spa, w barze i restauracji przygotowywanej już do wieczornej imprezy.
Kilka razy pukał do drzwi jej pokoju, ale odpowiedziała mu głucha cisza. Spanikowany, nie czekał na windę tylko zbiegł na dół. Wybiegł na ulicę zastanawiając się dokąd Dagmara mogła pójść. Kolejny raz wybrał jej numer.
- Halo? – usłyszał słaby głos
- Dagmara?! Gdzie ty jesteś?! Od godziny cię szukam.
- Jestem w parku. Zgubiłam się.
Wasilewski westchnął z ulgą.
- Nie ruszaj się, zaraz tam będę.
Biegiem ruszył w stronę parku, o którym mówiła Dagmara. Chwilę krążył po alejkach. W końcu znalazł ją zrezygnowaną. Siedziała skulona na ławce i dłonią ocierała łzy. Z niewypowiedzianą ulgą podszedł do niej.
- Czemu siedzisz tu sama po ciemku? Zmarzłaś. Daj rękę, wracamy – chciał wziąć ją za rękę, ale wyrwała się – Dagmara? Powiesz mi co się dzieje?
- Nie, to ty mi powiedz po co mnie tu przywiozłeś?! Dlaczego? Skoro masz dużo ładniejsze towarzystwo. Na co liczyłeś? – była głodna i zmęczona. Chciała mu dokuczyć.
- Nie wiem o czym mówisz. Chciałem spędzić z tobą trochę czasu, to coś złego? – wydawał się zaskoczony jej atakiem, nie rozumiał o co jej chodzi.
- Ze mną? A kim ja jestem żebyś chciał spędzać ze mną czas, co?! Idź do tej swojej blondynki, widziałam was dzisiaj jak się migdaliliście tutaj, w alejce – kolejny raz wyrwała mu dłoń i biegiem rzuciła się do przodu. Konrad, który codziennie biegał kilka albo kilkanaście kilometrów z łatwością dogonił uciekinierkę.
Złapał ją za łokieć i sprawnym ruchem przyciągnął do siebie. Trzymał ją w żelaznym uścisku, a plecami opierała się o pień potężnego kasztanowca.
- Nie wiem co widziałaś, nie wiem co się uroiło w tej twojej ślicznej główce – dał jej szansę aby opowiedziała o swoich wątpliwościach jednocześnie jego twarz znajdowała się bardzo blisko twarzy Dagmary. Ich usta niemal się stykały.
- Nie udawaj. Widziałam cię dzisiaj ze śliczną blondynką. Całowaliście się.
Konrad w jednej chwili zrozumiał o czym kobieta mówi. Zaczął się głośno śmiać.
- Dagmara, ta blondynka, to córka dyrektora niemieckiego oddziału mojej firmy. Od dawna za mną chodzi. Bez skutku, nic nie wskóra, to zupełnie nie mój typ.
- Całowaliście się.
- O nie, kochanie, to ona mnie pocałowała. A zaraz potem odeszła urażona bo nie odwzajemniłem jej zalotów – Konrad cały czas przypierał Dagmarę do grubego pnia – jesteś zazdrosna? – zapytał z błyskiem w oku.
- Ja? Zazdrosna? Żartujesz sobie? – prychnęła
- Szkoda. Bo ja o ciebie byłbym zazdrosny. Bardzo – wargi Konrada musnęły usta Dagmary, a z jej piersi wyrwało się westchnienie – Daga, przywiozłem cię tutaj żeby dać nam szansę poznać się na nowo, żebyśmy spędzili trochę czasu w innym miejscu – znowu ją pocałował, a ona nie była w stanie dłużej mu się opierać. Złączyli się w pełnym pasji pocałunku. Zupełnie jak kilkanaście lat temu, kiedy mieli po dwadzieścia kilka lat.
- Jeśli się pospieszymy to zdążymy wpaść na bankiet, a potem idziemy na wagary.
- Jakie wagary? Nie musisz być na tej imprezie?
- Na początku tak. Wiesz, jakiś toast, wysłuchanie przemowy szefa, może jakiś taniec z jego żoną – Dagmara trzepnęła go w ramię – żartuję – zaśmiał się – nie myślałaś chyba, że takie nudne bale to coś dla mnie.
- Prawdę mówiąc tak myślałam.
- Hm, pokażę ci wobec tego, co jest dla mnie – objął ją i pokierował w odpowiednią alejkę.
Dagmara szykowała się w swoim pokoju. Siedząc przed dużym lustrem wiszącym na ścianie nakładała cień na powieki. Usłyszała ciche pukanie. Za drzwiami stał Konrad, aż jej dech zaparło na jego widok. Czarny, szyty na miarę, garnitur, śnieżnobiała koszula rozpięta pod szyją. Jasne, gęste włosy miał roztrzepane w pozornym nieładzie. Stał nonszalancko oparty o framugę drzwi.
- Gotowa? – zapytał niskim tonem od jakiego od razu robiło się gorąco – jego wzrok padł na niewielki fragment czarnej koronki zalotnie wystającej z dekoltu zielonej, dopasowanej, sukienki i przygryzł wargę.
W tym momencie była wdzięczna Kamili, że namówiła ją na zakup tego zestawu.
- Prawie – wyszeptała
- Mogę ci pomóc? Albo przynajmniej popatrzeć? – nie czekając na odpowiedź wpakował się do środka
Dagmara wróciła na swoje miejsce przed lustrem. Ręka jej drżała kiedy nakładała tusz na rzęsy. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, w tle widziała Konrada, który przypatrywał jej się z pełnym zadowolenia uśmiechem. Kiedy skończyła podszedł do niej, sięgnął po stojące na stoliku perfumy i delikatnie spryskał jej nadgarstki, a potem na każdym z nich złożył delikatny pocałunek. Był bardzo blisko, zdecydowanie za blisko. Dagmara zadrżała.
- Zimno ci? – głos miał cichy i miękki
Pokręciła głową. Jego wzrok wyrażał pełną akceptację, może nawet zachwyt. Dagmara nie była przyzwyczajona do takiego adorowania. Paweł, chyba nawet w dniu ślubu nie powiedział, że pięknie wygląda. A tak się starała. Chciała być najpiękniejsza, dla niego. Długo wybierała suknię zanim zdecydowała się na tą jedyną, wymarzoną. Pragnęła zachować ją w tajemnicy przed narzeczonym, ale urażony burknął, że nie rozumie dlaczego miałby nie widzieć sukni przed ślubem. Nie była wtedy na tyle silna aby mu się przeciwstawić. Potulnie zgodziła się i pokazała zdjęcia jakie zrobiły jej koleżanki. Potem wyrzucała sobie, że nie była bardziej asertywna. Nie tylko bardziej, że w ogóle nie była asertywna. Kiedy wychodzili gdzieś razem bardzo starała się wyglądać dobrze. Rzadko nosiła sukienki, kiedy jakąś zakładała musiała mieć nastrój i dobrze się w niej czuć. Od męża słyszała tylko: „no, może być”. Skrzydła jej odpadały. Jej dobry nastrój od razu mijał jak za dotknięciem różdżki. Paweł nigdy nie podszedł do niej i nie powiedział, że ładnie wygląda, że mu się podoba. W pokrętny sposób tłumaczył dlaczego tego nie robi. A teraz Konrad jednym gestem, jednym spojrzeniem, wyraził wszystko to, czego nigdy nie usłyszała od męża. Konrad przepuścił ją przodem, wyjął kartę magnetyczną z umieszczonego na ścianie czytnika i zamknął drzwi. Na parterze przeszli do sali konferencyjnej, elegancko przystrojonej specjalnie na ten wieczór. Zajęli miejsca przy odpowiednim stoliku. Po przemowach trzech dyrektorów, przełożonych Konrada rozpoczęła się właściwa zabawa. Didżej grał znane hity, alkohol lał się wartkim strumieniem. Dagmara nie gustowała w takich przyjęciach, napawało ją przerażeniem jak zajmujący wysokie stanowiska ludzie, będąc poza miejscem pracy i domem tracą nad sobą kontrolę. Konrad widząc jej konsternację założył marynarkę, którą wcześniej odwiesił na oparcie krzesła i zaprowadził na parkiet.
- Zmywamy się stąd? – zapytał starając się przekrzyczeć muzykę
Dagmara kiwnęła głową, a wtedy mężczyzna wziął ją za rękę i poprowadził do wyjścia. Zupełnie jak nad morzem – przemknęło jej przez myśl.
Mężczyzna trzymając ją mocno zaprowadził do windy. Kiedy znaleźli się na właściwym piętrze poprowadził ją do swojego apartamentu. Na stoliku pod oknem w wiaderku wypełnionym kostkami lodu chłodziła się butelka musującego wina. Obok, na czarnym półmisku leżały różnorodne owoce, a w szklanej paterze ułożone zostały ręcznie wyrabiane czekoladki z niemieckiej, rodzinnej, manufaktury. Konrad doskonale wiedział co na nią działa.
Dagmara poczuła skurcz żołądka. Denerwowała się. Konrad odwiesił marynarkę i podwinął rękawy koszuli odsłaniając ładnie wyrzeźbione przedramiona.
- Nareszcie sami, w ciszy – zaczął otwierać butelkę – gdyby zabrakło zamówimy kolejną
- Chcesz mnie upić? – zaśmiała się nerwowo
- Upić, nakarmić, co tylko chcesz – jego głos znowu przybrał barwę, od której miękły kolana – podał jej kieliszek.
Wino było pyszne, a bąbelki cudownie drażniły podniebienie. Jeśli przed chwilą była zdenerwowana to w tej chwili puściły jej hamulce. Z kieliszkiem w rękach usiadła na łóżku tak, że tylko stopy w wysokich szpilkach znajdowały się nad podłogą.
- Co zrobimy z tak miło rozpoczętym wieczorem – zapytał kiedy upijając wina z kieliszka usiadł obok niej. Obok siebie postawił paterę z czekoladkami. Jego oddech musnął jej odkryte ramię. Znowu zadrżała.
- Nie wiem, może zagramy w karty – wyszeptała bo ciepły oddech na skórze odbierał jej zdolność logicznego myślenia
- O, dobry pomysł – przysunął się bliżej i teraz muskał ustami skórę na jej ramieniu. Z piersi Dagmary wyrwało się westchnienie – problem w tym, że nie mamy kart. Wybrał jedną czekoladkę i włożył w, muśnięte bordową szminką, usta kobiety, a następnie pocałował ją chcąc posmakować czekoladowej słodyczy – musimy wybrać inną rozrywkę – mruknął znacząco, a ona poczuła ciepło rozlewające się w podbrzuszu. Kolejna czekoladka, kolejny pocałunek. Całując Konrad układał Dagmarę coraz niżej na poduszkach. Zrzuciła z nóg szpilki i patrzyła prosto w jego niebieskie oczy. Zalała ją fala pragnienia. Już dawno nic takiego nie czuła. Chyba tylko Konrad potrafił wywołać w niej taką falę pożądania. Nikt przed nim, ani nikt później nie potrafił wprawić jej ciała w takie wibracje. Poddała się swojemu pragnieniu całkowicie. Szybko rozpięła guziki i odrzuciła jego koszulę. Palcami wodziła po mięśniach ramion i wyrzeźbionych plecach. Konrad obsypywał jej ciało pocałunkami schodząc od szyi coraz niżej. Dotykał i smakował jej ciała jakby była czymś najcenniejszym, co posiada. Budził w niej uśpione na długi czas tęsknoty. Dagmara wiła się pod jego dotykiem, próbowała opóźnić zbliżającą się rozkosz aby zaznawać tego uczucia jak najdłużej, ale coraz mocniejsze pulsowanie w podbrzuszu zwiastowało bliski finał miłosnych zmagań. Całkowicie zatraciła się w ruchach i zapachu swojego kochanka. Jego coraz płytszy, chrapliwy, oddech zdradzał, że i on jest bliski spełnienia. Z westchnieniem opadł na nią, a potem przekręcił ją tak aby znalazła się na nim i w tej pozycji doszła do siebie. Drżącą ręką odgarnął z czoła mokre kosmyki jej włosów.
- Dagmara – wyszeptał – ile lat musieliśmy czekać aby znów się spotkać? Żeby znów być razem? – w tym pytaniu zawarta była tęsknota i żal za czasem, którego nie można cofnąć – powiedz, myślałaś czasem o mnie? – zapytał gładząc jej włosy, kiedy wtuliła się w jego pierś
- Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie – przyznała cicho i zawstydzona ukryła twarz w zagłębieniu konradowej szyi.
- Dostaliśmy od losu drugą szansę. Zrobię wszystko żeby tym razem cię nie zawieźć – pocałował ją w czoło
- Dlaczego nie ułożyłeś sobie życia w Szwajcarii – zadała nurtujące ją pytanie opierając się na jego torsie i patrząc mu w oczy
- Nie powiem, że nie próbowałem. Przez moje mieszkanie przewinęło się kilka kobiet, ale każda miała jedną, zasadniczą wadę – gładził ją ciepłą dłonią po nagich plecach
- Jaką?
- Żadna nie była tobą. Wiedziałem, że może żyłem trochę wyobrażeniem o tobie, byłem pewny, że na pewno się zmieniłaś, ułożyłaś sobie życie, ale szukałem w kobietach tych cech, które najbardziej ceniłem w tobie.
- Czyli?
- Czyli – zawiesił głos – poczucia humoru, opiekuńczości, energii i tego jak gotujesz – oblizał się
- Konrad, tamtej Dagmary już nie ma. Wiesz o tym, prawda? Ona odeszła, ja się zmieniłam.
- Daga, ja też się zmieniłem. Mówiłem ci już, że tamtego Konrada też już nie ma. Lata i doświadczenia zrobiły swoje. Wierzę jednak, że możemy wyciągnąć wnioski i przekuć je w coś dobrego. Tylko musisz mi zaufać.
- Coś dobrego mówisz? Na przykład? – za wszelką cenę próbowała pozbyć się nostalgicznych nut w głosie
- Na przykład tego – włożył jej do ust kolejną czekoladę i znowu zaczął całować. Pokonał ją, miał ją całą. Wiedziała, że Konrad Wasilewski na nowo zawładnął jej myślami i pragnieniami. Z całą pewnością ciężko będzie wyrwać się spod jego wpływu. Walka ze sobą i z uczuciami nie miała sensu. I tak nie będzie mogła się mu oprzeć.

 

lzejsza-ja   
lip 13 2023 Rozdział 42
Komentarze (0)

Hotel znajdował się w samym centrum Berlina. Konrad zaparkował samochód, pomógł Dagmarze wysiąść, a potem wyjął z bagażnika ich walizki. Porównując bagaż swój i Konrada Dagmara poczuła się Kopciuszek w towarzystwie księcia. On, przystojny, wysoki blondyn ubrany w markowy garnitur z sygnowaną walizką i ona, w jeansach, koszulowej bluzce, botkach na niewysokim obcasie ciągnąca za sobą torbę z dyskontu.
W pełnym nowoczesnego przepychu hallu westchnęła. Przez głowę przebiegło jej pytanie czy dobrze zrobiła zgadzając się na przyjazd tutaj. W recepcji Konrad odebrał dwie karty magnetyczne i poprowadził swoją towarzyszkę w kierunku wind.
- Proszę - podał jej jedną z kart kiedy wjeżdżali na dziesiąte piętro – klucz do twojego pokoju. Zarezerwowałem dwa obok siebie. Gdybyś miała w nocy koszmary wystarczy, że zastukasz w ścianę – dodał ze śmiechem.
Dagmara w wyrazem ulgi przyjęła wiadomość, że każde z nich ma swój pokój. Po wyjściu z windy skierowali się w prawo i długim korytarzem doszli aż do końca aby stanąć przy dwóch parach identycznie wyglądających drzwi.
- To co? Widzimy się za pół godziny? – Konrad spojrzał na zegarek – muszę się odświeżyć po podróży bo niewygodnie mi w tym garniturze i możemy iść w miasto się zabawić – mrugnął okiem.
Dagmara nie chciała mówić, że dla niej mógłby chodzić w garniturze cały czas. Widok Konrada w takim biurowym wydaniu bardzo jej się podobał. Skinęła jednak głową, przyłożyła kartę do czytnika i nacisnęła klamkę. W pokoju rzuciła się na wielkie, wysokie, łózko. Uśmiechnęła się do siebie szeroko i poszła pod prysznic. Owinięta w ręcznik wyjrzała przez okno. Rozpościerający się widok na panoramę miasta zapierał dech w piersiach. Otworzyła walizkę i przez chwilę zastanawiała się co założyć. Nie wiedziała jakie plany ma Konrad dlatego zdecydowała się na czarne legginsy, odsłaniającą jedno ramię, czerwoną tunikę i wysokie kozaki, które spakowała w ostatniej chwili. Kończyła robić kreskę na powiece kiedy Konrad zapukał do jej drzwi. Na jej widok gwizdnął cicho. Sam wyglądał równie dobrze, co wcześniej. Tym razem miał na sobie ciemnogranatowe jeansy i czarny, cienki, golf. Brązowy płaszcz był rozpięty. Podał jej swoje ramię i poprowadził do windy.
Na zewnątrz zapadał już wieczór. Konrad nie puszczając ramienia Dagmary prowadził ją w kierunku Placu Aleksandra, gdzie stała słynna wieża telewizyjna. Wjechali na taras widokowy i w restauracji zajęli miejsce przy jednym z wolnych stolików. Z karty wybrali napoje. Konrad zaproponował bowiem, że kolację zjedzą w niewielkiej tureckiej, restauracji mieszczącej się nieopodal. Dagmara chłonęła roztaczający się wysokości dwustu metrów widok na miasto. Czuła na sobie wzrok Konrada, który wcale się z tym nie kryjąc nie spuszczał z niej wzroku. Pod spojrzeniem jego niebieskich oczu po jej ciele rozlewało się ciepło. Sączyła koktajl i w końcu ośmieliła się spojrzeć na towarzyszącego jej mężczyznę.
- No w końcu – powiedział z ciepłych uśmiechem – w końcu na mnie spojrzałaś. Denerwujesz się czymś? – zapytał szeptem
- Trochę – przyznała szczerze
- Czym się denerwujesz Daga? To tylko ja, Konrad. Jesteśmy razem na wycieczce, mamy miło spędzić czas.
- Wiem. Ale to wszystko – potoczyła ręką dookoła – trochę mnie przytłacza.
- Przytłacza? Co ty mówisz? Dlaczego?
- Nie jestem przyzwyczajona ani do takich atrakcji, ani do takich wyjazdów, nawet ty taki elegancki. A ja… - zawiesiła głos bo czuła, że coś zaczyna ściskać ją za gardło.
- Co ty? – przesiadł się na krzesło obok Dagmary i popatrzył na nią z bliska – ty wyglądasz jak zwykle pięknie. Twoja kobiecość aż bije w oczy. Pewnie tego nie widzisz, ale faceci tu – wskazał palcem za siebie – nie spuszczają z ciebie oczu.
- Czaruś z ciebie, jak zawsze, Konrad – nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Mówię prawdę Dagmara. Uwierz w to, że jesteś mądrą, piękną kobietą. A ja mam szczęście, że dzisiaj to mi towarzyszysz – już wiedział, że nie może się spieszyć i musi trzymać się wskazówek danych mu przez Magdę i Maćka.
Dagmara była mu wdzięczna za te słowa. Była też pewna, że nie mówi ich tylko po to aby spędzić z nią noc. Coś w jego oczach i wyrazie twarzy mówiło jej, że on tak naprawdę myśli. Kiedy zjechali na dół i wyszli na pokryty ciemnością plac Konrad zaprowadził ją do mieszczącej się w bocznej uliczce knajpki. Lokal nie był duży, mieściło się tu tylko kilka, teraz większości zajętych, stolików. Jeszcze na ulicy dopadł ich obłędny zapach. Konrad przepuścił Dagmarę przodem, poprowadził do wolnego stolika, a u kelnerki, która od razu do nich podeszła złożył zamówienie. Po chwili na stole stanęły apetycznie wyglądające dania. Był tam lahmacun czyli turecka pizza z mięsnym nadzieniem, do popicia dostali słony jogurt ajran. Konrad zamówił też sałatkę z kaszy bulgur, kilka rodzajów burka czyli płatów cienkiego ciasta nadziewanego różnymi rodzajami serów i warzywami. W małych, typowych dla Turcji szklaneczkach dostali mocną herbatę.
Płomienie ze stojącej na stole świeczki rzucały na ich twarze migające cienie. Jedynym czułym gestem, jaki Konrad wykonał było wytarcie kciukiem kropelki sosu, jaka zaplątała się w kąciku jej ust. Kiedy skończyli Dagmara miała wrażenie, że zamieniła się w kulkę i ktoś będzie musiał ją popchnąć aby dotoczyła się do hotelu.
Stanęli pod drzwiami do swoich pokojów i patrzyli na siebie.
- Dziękuję – Dagmara pocałowała go w policzek i weszła do pokoju.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie. Wypity alkohol szumiał jej w głowie. Jej myśli krążyły wokół mężczyzny zajmującego pokój za ścianą. Co by zrobił gdyby teraz do niego zapukała? Konrad musiał mieć podobne myśli bo kiedy tylko zdjął płaszcz i odwiesił do szafy z hotelowego minibarku wyjął buteleczkę whisky i po przelaniu trucku do szklanki wypił duszkiem jej zawartość. Poszedł do łazienki, jedynie zimny prysznic mógł powstrzymać go przed zapukaniem do sąsiednich drzwi. Z ręcznikiem zawiniętym wokół bioder i szklaneczką w ręce podszedł do dużego okna.
- Oj, Dagmaro, Dagmaro. Co ty ze mną robisz? – zapytał sam siebie

lzejsza-ja   
lip 12 2023 Rozdział 41
Komentarze (0)

Dagmara nalała sobie wina do kieliszka. Postawiła go na szafce przy łóżku, położyła się, przykryła kocem i zwinięta w kłębek zasnęła. Obudziło ją stukanie do drzwi. Rozespana usiadła i spojrzała na zegarek. Od wyjścia Magdy minęły trzy godziny. Może przyjaciółka czegoś zapomniała i wróciła? Otworzyła drzwi nie wyglądając przez wizjer.
- Konrad, a co ty tu…?
Nie dokończyła bo do mieszkania wszedł zadowolony z siebie Wasilewski niosąc w rękach dwie papierowe torby.
- Pomyślałem, że jesteś głodna. Nie wiedziałem na co będziesz miała ochotę. Wziąłem więc sushi i naleśniki. Wszystko świeże i pyszne – zanim zdążyła coś powiedzieć Konrad układał na kuchennym stole pudełka, z których wydobywał się nieziemski aromat. Z kieszeni kurtki wyjął butelkę sosu sojowego.
- No – zatarł ręce wyraźnie z siebie zadowolony – zapraszam.
Dagmara postawiła na stole dwa kieliszki, do których mężczyzna rozlał przyniesione przez siebie śliwkowe wino.
- Co ty tu robisz? – zapytała sięgając pałeczkami po kawałek futomaki i maczając go w sojowym sosie.
- Jak mówiłem, pomyślałem, że jesteś głodna. Ja też jestem, a nie lubię jeść sam. Piotrek pojechał do ojca?
- Tak, dwa dni temu. Nie mogę sobie znaleźć miejsca.
- Domyślam się. Dlatego – wymierzył w nią kawałkiem, zawieszonego między pałeczkami, nigiri – mam dla ciebie propozycję
- Propozycję? Jaką?
- Co powiesz na weekend w Berlinie? – pochwycił jej pytające spojrzenie – firma organizuje jakiś raut. Będzie mi miło jeśli zgodzisz się mi towarzyszyć. Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów?
- Nie, nie mam planów. Ale dlaczego ja? Nie masz żadnej osobistej sekretarki albo asystentki?
- O, mam. Wierz mi, że mam. Tyle, że pokazanie się w – zawahał się, najwyraźniej myślał jakiego słowa użyć - takim towarzystwie wzbudziłoby zbędne emocje – zaśmiał się
- Dlaczego?
- Bo ta – zrobił palcami znak cudzysłowu – asystentka ma niecałe trzydzieści lat i na imię Andrzej.
Dagmara zakrztusiła się kawałkiem california maki. Popiła winem, przełknęła kęs, obtoczonego w czarnym sezamie, ryżu z krewetką, znowu popiła winem.
- Naprawdę? Masz osobistego asystenta? Nie mówiłeś o tym.
- Dostałem go w spadku po poprzedniku. Sprawdza się na stanowisku, ale sama rozumiesz. Wyjście służbowe to co innego – mrugnął okiem – to jak? Mogę na ciebie liczyć?
Dagmara kiwnęła głową na znak zgody.
- Cudownie. Ruszymy w piątek po pracy. W ten sposób będziemy mieć jeszcze kilka godzin dla siebie. Będziesz mogła się trochę wcześniej urwać?
- Zapytam szefową. U nas piątki są dość pracowite.
Dagmara dostała zgodę na wcześniejsze wyjście z pracy. Przed wyjazdem umówiła się z przyjaciółkami na zakupy. Nie wiedziała co powinna spakować. Kamila radziła ograniczyć się do zakupu eleganckich kompletów bielizny i ewentualnie jednej wyjściowej sukienki.
- Kochana, z takim facetem jak Konrad Wasilewski więcej nie będziesz potrzebować – zapewniała, kiedy we trzy siedziały w kawiarni w jednej z galerii handlowych
- Daj spokój Kama – zganiła ją Magda – musi zabrać wygodne spodnie i buty do chodzenia. Na pewno będą zwiedzać. Na wieczór jakaś sukienka i już.
- Magda! O czym ty mówisz?! – Kamila była oburzona – seksowna bielizna przede wszystkim. Nie sądzę, że będą spali w osobnych pokojach. Już nasz dyrektorek o to zadba.
- Jak ja jechałam pierwszy raz Maćkiem… – zaczęła Magda
- To kazałaś mu zamienić pokój na dwa osobne. Pamiętam to. Ale kochana Magdo, nie każdy jest jak twój doktorek. Mam czasem wrażenie, że wy oboje jesteście z jakiejś innej planety.
- A to coś złego? – Magda była oburzona, albo taką udawała
- Nie twierdzę, że to coś złego. Mówię tylko, że Konrad Wasilewski na pewno zadba o komfort naszej Dagmary. Zobaczysz, że dziewczyna wróci odmieniona i pełna energii.
Dagmara obserwowała koleżanki z uśmiechem. Bliżej jej było do wersji proponowanej przez Magdę. Przede wszystkim ceniła sobie wygodę, ale słowa Kamili obudziły w niej skryte tęsknoty i pragnienia.
- Dobra. Jeden komplet bielizny, sukienka i wygodne spodnie – zdecydowała Dagmara przełykając ostatni kęs sernika z malinami.
W piątek o trzynastej Konrad już czekał przed wejściem do jej biurowca. Dagmara czuła, że z szóstego piętra śledzą ją oczy koleżanek i w poniedziałek zostanie zasypana gradem pytań. Dziewczyny na pewno będą chciały wiedzieć kim jest towarzyszący jej mężczyzna. Nawet z wysokości robił wrażenie. Kiedy spojrzała w dół, chcąc sprawdzić czy już podjechał, nogi ugięły się pod nią gdy zobaczyła Konrada nonszalancko opartego o maskę samochodu. W granatowym garniturze, krótkim płaszczu w kolorze wielbłądziej wełny i lustrzankach pilotkach, z którymi się nie rozstawał, mógł robić wrażenie. nie tylko mógł. On robił wrażenie. i na pewno doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Serce mocniej jej zabiło kiedy zjeżdżała windą na dół. Do bagażnika swojego sportowego auta wrzucił niewielką walizkę kobiety, otworzył jej drzwi od strony pasażera, a kiedy je zamykał popatrzył na Dagmarę nieco dłużej niż wypadało. Z szerokim uśmiechem zajął miejsce kierowcy i z piskiem opon włączył się do ruchu.
Wyjazd z miasta zajął im sporo czasu ze względu na zaczynający się popołudniowy szczyt. Konrad włączył muzykę i zadowolony skupił wzrok na drodze przed sobą. Pierwszy raz ktoś zaprosił ją na taki wyjazd. W Berlinie była w czasie studiów na jakiejś wycieczce, ale od tamtego czasu na pewno dużo się zmieniło. Cieszyła się na te dwa, spędzone w towarzystwie Konrada, dni. Nie obiecywała sobie po nich nic więcej oprócz dobrej zabawy. Po czterdziestu minutach znaleźli się na autostradzie, którą mieli dojechać do samej granicy z Niemcami. Konrad docisnął pedał gazu i jego granatowe cacko wystrzeliło jak z procy. Dagmara odruchowo złapała się uchwytu nad drzwiami.
- Nie bój się Daga, to auto jeszcze nigdy mnie nie zawiodło – Wasilewski roześmiał się głośno widząc jej przestraszoną minę.
- Łatwo ci mówić. Kluczowe jest słowo „jeszcze” – jęknęła - nie mam natury rajdowca tak, jak ty.
Mężczyzna przyjrzał się swojej towarzyszce. Oczy miała szerokie ze strachu, a usta rozchylone. Wziął jej rękę i delikatnie ścisnął. Potem położył dłoń na kolanie kobiety. Dla niego gra wstępna zaczynała się dużo wcześniej. Nie wiedział jak potoczy się ich wspólny wieczór, ale po cichu liczył na to, że będzie przynajmniej podobny do tego w Pobierowie. Dagmara spojrzała nie niego zdziwiona, ale nie odrzuciła jego dłoni. Przypomniała sobie sen, który co jakiś czas się powtarzał. W swojej sennej fantazji też jechała samochodem. Kierowcą na pewno był mężczyzna, ale Dagmara nigdy nie widziała jego twarzy. Czuła jednak, że nie był to nikt obcy. Było lato, słońce mocno świeciło. Mijali pola i przydrożne drzewa. W pewnej chwili ręka mężczyzny zaczęła błądzić po jej odkrytym udzie, jego palce wślizgnęły się pod materiał bawełnianych szortów, a Dagmarę zalała fala przyjemnego ciepła kiedy zaczął masować jej kobiecość. Jednocześnie mężczyzna cały czas był skupiony na drodze, lewą ręką mocno trzymając kierownicę. Dagmara zaczynała szybciej oddychać kiedy jego palce zaczęły się w niej szybciej poruszać. Docisnęła je do siebie aby wzmocnić przyjemność, a po krótkiej chwili jej ciałem wstrząsnął dreszcz i dziewczyna z jękiem opadła na fotel. Mężczyzna, z szerokim uśmiechem, odwrócił się do niej, ale w tym momencie Dagmara zawsze się budziła nie dowiedziawszy się kim jest tajemniczy mężczyzna.
Na wspomnienie snu wzdrygnęła się. To był miły dreszcz, zawierający w sobie obietnicę przyjemności. Przez chwilę jechali w milczeniu. W końcu Konrad włączył kierunkowskaz w prawo i zjechał na parking dla podróżnych. Wysiadł z auta, przeciągnął się i przeszedł na drugą stronę aby otworzyć drzwi od strony Dagmary. Przeszli się chodnikiem wzdłuż zielonego trawnika. Po odpoczynku wsiedli do samochodu i bez zatrzymywania ruszyli w kierunku niemieckiej stolicy.

lzejsza-ja   
lip 11 2023 Rozdział 40
Komentarze (0)

Następnego dnia po wieczornej wizycie Konrada, Magda postanowiła odwiedzić Dagmarę. Zaopatrzona w kilka pączków zadzwoniła do drzwi przyjaciółki. W pierwszej chwili nie poznała koleżanki. Oczy miała czerwone, a twarz opuchniętą od płaczu.
Zarzycka odłożyła pudełko ze słodkościami na szafkę w przedpokoju i przytuliła Dagmarę.
- Hej, co ci jest? Co się stało Daga?
W odpowiedzi usłyszała chlipnięcie i pociągnięcie nosem. Będąc w takim stanie Dagmara na pewno nic jej nie powie. Magda zaprowadziła ją do łazienki i obmyła twarz zimną wodą. Następnie zaprowadziła ją do salonu i posadziła na sofie. Sama poszła do kuchni, gdzie zaparzyła im po kubku mocnej herbaty. Dla Dagmary nalała też kieliszek mocnej anyżówki, którą przywiozła jej w prezencie z Bułgarii. Pączki wyłożyła na talerz, a wszystko ustawiła wszystko na okrągłej tacy i zaniosła do pokoju. Dagmara wypiła nalewkę, wytarła dłonią kropelki trunku jakie zostały w kącikach ust i głośno westchnęła.
- Opowiadaj. Co się stało – powtórzyła pytanie Magda
- Jestem do dupy – zachlipała Dagmara
Magda otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Odniosła wrażenie, że terapia jaką przeszła jej znajoma przyniosła oczekiwany skutek i przynajmniej w jakimś stopniu pomogła Dagmarze odzyskać wiarę w siebie.
- Dlaczego tak myślisz?
- Nic mi nie wychodzi. Jestem całkiem sama. Jestem gruba, głupia i brzydka.
- Hej. Kobieto – Magda zmusiła przyjaciółkę do popatrzenia na siebie – nie jesteś sama. Masz gromadę przyjaciół, którzy cię kochają. Masz Konrada. Nie jesteś głupia. Mam ci przypomnieć, że niedawno opijaliśmy twój awans? Brzydka i gruba też nie jesteś. Skąd ci to przyszło do głowy?
- Ale Piotreeeek – rozpłakała się
Magda domyślała się, że rozstanie z synem, z którym była bardzo mocno związana będzie dla Dagmary ciężkim przeżyciem. Sądziła jednak, że ta pogodziła się już z jego wyjazdem do ojca. Magda przymknęła oczy i odetchnęła kilka razy.
- Dagmara. Posłuchaj mnie. Twój syn dostał szansę na lepszy start. Wiem, że rozstanie nie jest łatwe, ale przecież on nie wyjechał na koniec świata. Wiem, że pewnie łatwo jest mi mówić, ale wykorzystaj teraz czas dla siebie. Żyłaś pod presją i uwiązana do humorów Pawła przez długie lata. Teraz niech on się pomęczy z dzieckiem, a ty szalej.
- A jak Paweł przeciągnie Piotrka na swoją stronę i on się ode mnie odwróci? Nie będzie chciał mnie odwiedzać? – załkała
- Daga! Ty siebie słyszysz? Piotrek to rozsądny dzieciak, za chwilę będzie pełnoletni. Ma już swoje zdanie i nie sądzę żeby Paweł był wstanie aż tak mu czymś zaimponować, że ten zerwie z tobą kontakt.
- Zastanawiam się czy to był dobry pomysł żeby go puścić do tego Wiednia – w oczach Dagmary puściła kolejna tama łez.
- Daguś – Magda położyła ręce na ramionach koleżanki i zmusiła ją aby na nią spojrzała – od urodzenia chroniłaś Piotrka przed humorami ojca, stawałaś w jego obronie, pomagałaś i wspierałaś. Takich rzeczy się nie zapomina. Oczywiście, początkowo on może się zachłystnąć nowym otoczeniem i to jest naturalne. Ale nigdy nie zapomni o tobie. To jest niemożliwe. Zjedz pączka – Magda podsunęła pod nos koleżanki talerzyk, ta wgryzła się w miękkie ciasto, a na jej twarzy pojawił się błogi wyraz – a ty pomyśl w końcu o sobie i zacznij szaleć. Odbij sobie za te wszystkie lata.
- Nie mam ochoty szaleć.
- Ty nie, ale Konrad pewnie ma ochotę – Magda mrugnęła znacząco
- Co ma Konrad to tego?
- Czy ty naprawdę nie widzisz jak on na ciebie patrzy? Jak wodzi za tobą wzrokiem?
Dagmara przestała przeżuwać, upiła łyk herbaty.
- Był wczoraj u nas – kontynuowała Magda – pytał o ciebie. Jemu naprawdę na tobie zależy.
- Pytał o mnie? A o co konkretnie?
- Chciał wiedzieć dlaczego wysyłasz mu sprzeczne sygnały. Robisz krok w przód, a potem dwa do tyłu.
Dagmara gryzła pączka w milczeniu.
- Co mu powiedziałaś?
- Tylko tyle, ile uważałam, że mogę powiedzieć. Dagmara, jemu naprawdę na tobie zależy. Nawet Maciek na to zwrócił uwagę. Musisz porozmawiać z Konradem i wyjaśnić mu wszystko.
- Myślisz, że to takie łatwe?
- Nie. To nie jest łatwe. Ja też przez to przechodziłam, Maciek nie miał ze mną lekko. Nawet w chwilach, kiedy wszystko było w porządku zdarzało mi się wracać myślami do przeszłości. Porównywałam życie z Maćkiem do tego z Dominikiem. To nie był łatwy czas, zwłaszcza dla Macieja.
- Jak sobie z tym poradziłaś?
Magda popatrzyła w okno i milczała przez krotką chwilę.
- Duża w tym zasługa Maćka, który moje chwile zwątpienia przyjmował ze spokojem. Nie zaprzeczał im, dał prawo do przeżycia tych wszystkich sprzecznych uczuć. Był obok, wspierał. Kiedy było trzeba stawiał do pionu. Czasem potrzebowałam się wypłakać, a czasem wystarczyło, że powiedział jedno zdanie i przytulił dając wsparcie.
- Zazdroszczę ci takiego faceta. Między wami wciąż jest chemia. Uczucie aż iskrzy.
- Wiesz, ja te kilka miesięcy po odejściu od Dominika założyłam maskę pewnej siebie dziewczyny, nie do zdarcia. Przecież jak to, ja, pani psycholog mam być przykładem, a nie się rozklejać. Nie dałam sobie prawa do płaczu, do gorszych chwil. Wszystkich, z wyjątkiem Kamili i Bartka, udało mi się nabrać, że wszystko jest w porządku. Oni wiedzieli, jak jest naprawdę, ale nie dali po sobie nic poznać. Czekali. Na początku, nawet przed Maćkiem udało mi się udawać. On mnie bardzo szybko rozgryzł, ale też nic nie dał poznać po sobie. Któregoś dnia wybuchłam. Wyszła ze mnie ta zahukana, niepewna siebie Magda. Kiedy zamieszkaliśmy razem porozmawialiśmy. Wytłumaczyłam mu, że chwile zawieszenia wynikają z moich przeżyć, a nie z tego, że on coś zrobił nie tak. Dla niego to też nie był łatwy czas. Nie zapominaj, że on miał dwójkę dzieci. Do tego pojawiła się kobieta z bagażem niekoniecznie dobrych doświadczeń. Niejeden pewnie by się poddał i stwierdził, że ma dosyć własnych problemów i nie ma ochoty brać sobie na głowę dodatkowych w postaci kobiety po przejściach – Magda mówiła coraz ciszej. Odłożyła pączka na talerzyk i sięgnęła po kubek z herbatą. Odetchnęła kilka razy i otarła łzy, które nabiegły jej do oczu na wspomnienie pierwszych tygodni wspólnego mieszkania – weszliśmy w ten związek pewni swoich uczuć mimo, że znaliśmy się bardzo krótko.
Dagmara patrzyła na przyjaciółkę z otwartymi ze zdziwienia oczami. Magda nigdy nie ukrywała swojej przeszłości. Zawsze mówiła szczerze o tym, co przeżyła. Kiedy się poznały Magda była już w związku z Zarzyckim i dla Dagmary to była relacja wzorcowa. Nie brała pod uwagę, że ich początki mogły nie być łatwe, zwłaszcza, że przyjaciółka nigdy o nich nie wspominała.
- Długo to trwało zanim osiągnęłaś spokój?
- Kilka miesięcy. Chociaż, czekaj, co ja mówię? Nadal nie jestem spokojna. Wiesz, tylko Kamili o tym mówiłam, ale zastanawiałam się i nadal czasem się zastanawiam dlaczego taki facet, szanowany lekarz, przystojny itede itepe zwrócił uwagę właśnie na mnie. Teraz już rzadziej, ale na początku, nawet po ślubie, bardzo bałam się, że sen się skończy i obudzę się w kawalerce kuzynki z kotem na kolanach.
Dagmara nie mogła wyjść ze zdziwienia. Nie znała Magdy od tej strony. Dla niej przyjaciółka zawsze była pewna siebie, wygadana, mistrzyni organizacji i opanowania.
- Co ty opowiadasz? Przecież Maciek patrzy w ciebie jak w obraz. Chyba nigdy nie widziałam tak wpatrzonego w kobietę mężczyzny. Jak mogłaś wątpić, że on traktuje cię poważnie.
- W to, że traktuje mnie poważnie nie wątpiłam. Po prostu wydawało mi się to wręcz nierealne, że taka miłość się zdarza, że tacy faceci, jak on, istnieją. Co więcej, po związku z Dominikiem miałam tak obniżone poczucie własnej wartości, że przez jakiś czas niemal wierzyłam, że na Maćka nie zasługuję. Nie mów mu tego, nalej mi tej anyżówki proszę. Potrzebuję procentów – Magda pociągnęła nosem
Dagmara poderwała się, z przeszklonej szafki wyjęła kieliszek i po sam brzeg wypełniła go przezroczystym płynem. Magda wychyliła go na raz. Oczy wciąż miała zamglone. Niełatwo było wrócić do tamtego czasu. Chciała jednak uświadomić Dagmarze, że odpowiedni partner obok może zdziałać cuda. Konrad pojawił się w życiu Dagmary tak samo nagle, jak kiedyś z niego zniknął. Być może pojawił się po to, aby pomóc jej poskładać rozbitą wiarę w siebie, odzyskać pewność, że ona też zasługuje na szczęście.
- Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Dla mnie zawsze byłaś najbardziej poukładaną, a jednocześnie charakterną osobą, jaką znam. Nie sądziłam, że masz za sobą tak ciężkie chwile.
- Widzisz, kochana, pozory lubią mylić. Nie wszystko widać na zewnątrz. Dlatego, wracając do pana Wasilewskiego, mógł się poczuć zagubiony. Z jednej strony szalony, namiętny weekend nad morzem, a z drugiej wycofana ty po powrocie. Nie dziwię mu się, że nie wie jak powinien się zachować. Nawet, jeśli ta wasza nowa stara znajomość miałaby okazać się na krótki czas powinnaś z nim pogadać. Tobie ulży, a i jemu będzie łatwiej. Ale najpierw sobie popłacz, wyrzuć z siebie wszystko.
Po tych słowach Magda wstała i zaczęła zbierać się do wyjścia. Dagmara poszła za nią do przedpokoju i mocno przytuliła.
- Dziękuję, że przyszłaś. Bardzo mi pomogłaś.
- Od tego, jestem. Gdybyś czegoś potrzebowała dzwoń albo po prostu przyjdź – Magda przytuliła koleżankę i wyszła.

 

lzejsza-ja